Emilia Wiśniewska: "Chcę przesunąć granice tolerancji" Fot. E. Starzyński
W dość zaskakujący sposób stałaś się jednym z wątków wywiadu dziennikarza „Newsweeka” z Wojciechem Cejrowskim. Ale myślę sobie, że Cejrowski powiedział to, co po spotkaniu z tobą powiedziałaby większość osób...

Emilia Wiśniewska: Cejrowski, wbrew temu, na co miałby nadzieję, nie odzwierciedlił dominującego poglądu. Reakcje ludzi, z którymi mam do czynienia, są bardzo różne. Nawet ci, którzy mają ustalone przekonania na temat płci, nie okazują wrogości, a są po prostu zaskoczeni. To jest tak, że – jak mówił sam Cejrowski – robię zamęt w kulturze. Ludzie generalnie podchodzą do mnie z ciekawością: nieraz życzliwą, czasem przeciwnie. Raz są to reakcje agresywne, a raz pełne zrozumienia, bo przecież temat tożsamości płciowej nie jest w Polsce jakoś zupełnie obcy i nie jestem pionierką.

Jak wyglądają te mniej życzliwe?

Zdarza się goła, fizyczna przemoc, jednak dla mnie gorsze jest co innego. Dla wielu osób moja tożsamość i ich nią zaciekawienie stają się usprawiedliwieniem tego, by w rozmowie znieść wszelkie granice i pytać o to, co tylko przyjdzie do głowy. W tym momencie ciekawość wykracza poza wszelkie dopuszczalne ramy. Przecież jeśli kogoś spotykasz, to nie pytasz go na wstępie o szczegóły z życia. Do tych pytań potrzebujesz przynajmniej kilku zdań rozmowy. Okazuje się, że nie wszyscy to rozumieją. Będąc dla innych kimś zaskakującym, co w stu procentach rozumiem, w niektórych przypadkach staję się pewnym cyrkowym zwierzątkiem, które by sobie chętnie obejrzeli ze wszystkich stron.

Agresja zdarza się często?

Nie. Słyszę przerażające opowieści o tym, co się przytrafia wielu moim znajomym, ale dziękować Bogu u mnie nie było sytuacji, które miałyby na przykład konsekwencje dla mojego zdrowia.

Cejrowski w tym wspomnianym wywiadzie przekonywał też, że tożsamość uzyskuje się od urodzenia: częściowo przez płeć, częściowo przez wychowanie. Jak ona rozwijała się u ciebie?

Wracając do Cejrowskiego, to rozbawił mnie on o tyle, że chciał mnie wysłać na studia z socjologii czy antropologii, bym przekonała się, że jego myślenie o tożsamości jest właściwie. Ja mam za sobą pięć lat socjologii i kulturoznawstwa, a teraz robię dyplom poświęcony właśnie tej tematyce. W końcu też z własnego doświadczenia wiem, że takie myślenie o tożsamości jest możliwe. Co do mojej tożsamości płciowej, to ta zmiana miała miejsce dość późno, około 20. roku życia. Kiedy przyjechałam do Warszawy i znalazłam się w nowym środowisku, bardzo wyraźnie zaczęłam odczuwać, że bariery, jakie istnieją między męskim i kobiecym światem, mi przeszkadzają. Nawet w takiej koleżeńskiej rozmowie zachowania są determinowane przez płeć. To był ten moment, kiedy zauważyłam, że nie odpowiada mi to miejsce, które zajmuję.

Chciałaś być po środku tych światów czy po drugiej stronie?

Był taki czas, kiedy bardzo chciałam być po kobiecej stronie. Ale po trwającym kilku lat procesie przeformułowywania myślenia o sobie stwierdziłam, że problem nie leży tylko w barierze dzielącej te światy, ale w tym, że nie chcę się zadomawiać w żadnym z nich. Chcę być trochę pomiędzy, ale przede wszystkim chcę być sobą.

Czyli teraz nie czujesz się kobietą?

Nie powiem, że się czuję, bo to nie o to chodzi. Chodzi o to, by móc stwarzać w życiu pewną jakość, tworzyć takie formuły postrzegania siebie, które będą dla mnie jak najbardziej komfortowe. Faktem jest, że nie uważam swojej tożsamości za domkniętą. Wiadomo, można zidentyfikować kierunek ewolucji, ale ja odkrywam swoje miejsce w badaniu i poszukiwaniu.

Skąd jednocześnie dążenie w tym „kobiecym kierunku” i zachowanie męskiego wyglądu?

Ludzie są bardzo różni, osoby transpłciowe też. Nie dla wszystkich osób
trans szczytem marzeń jest, by realizować pewien domknięty wzorzec kobiecości czy męskości. Może w moim przypadku to jest bardzo radykalne, bo dla mnie używanie rodzaju żeńskiego nie oznacza, że muszę codziennie rano wywijać maszynką przed lustrem.

Dlaczego?

Po pierwsze dlatego, że broda jest fajna. I dla większości ludzi pewnie byłby to już wystarczający powód. Ona jest też dla mnie pewnym potwierdzeniem tego wymknięcia się granicom płci i odmowy uznania istnienia tylko dwóch światów. Poza tym, zabawne jest dla mnie to, jak reagują na mnie ludzie i w jakim stanie dezorientacji się znajdują, kiedy mnie widzą.

Mówiłaś, że zmiany w postrzeganiu tożsamości zaczęły się dopiero po przyjeździe do Warszawy. A kiedy zaczęłaś mówić o sobie „Ja, Emilia” zamiast „Ja, Emil”?

To nastąpiło już po pewnym okresie badania siebie, malowania paznokci i tego typu rzeczach. Wcześniej używanie rodzaju żeńskiego wydawało mi się czymś niedostępnym, takim przełamaniem, którego się boję i które jest poza zasięgiem moich możliwości czy praw. I pewnie jakiś czas zajęłoby mi zmierzenie się z tym, gdyby nie grono ludzi, którzy mnie wspierają i którzy pierwsi zasygnalizowali, że gdybym zaczęła o sobie mówić jak o kobiecie, dla nich nie byłoby problemu. Zastanowiłam się wtedy, dlaczego ja widzę w tym problem. Doszłam do wniosku, że w sumie i tak nie mieszczę się w pewnej wyobrażanej i narzucanej normie, więc dlaczego mam podlegać ograniczeniom, które, jak czuję, stawiają mnie w sytuacji dyskomfortowej.

W dowodzie wciąż masz: „Emil Wiśniewski”. Poprawiasz ludzi, kiedy tak się do ciebie zwracają?

Różnie. Czasem, np. w sklepie, po prostu nie mam na to ochoty. Natomiast zależy mi na pewnym uznaniu dla mojego wyboru ze strony znajomych. I to jest też dla mnie kluczem do nawiązywania nowych znajomości, do stwierdzenia, że daną osobę chcę dopuścić bliżej siebie.

A jak do tego podchodzi rodzina?

To skomplikowane. Moja rodzina, mimo tego, że wie o moim wyborze, ma z tym problem. Może to jest zresztą w większym stopniu problem z przewidywanymi reakcjami ich otoczenia niż z moją tożsamością. Oczywiście rodzina mnie kocha, ale też rozumiem, że widzi moje wybory jako takie, które mogą mi w życiu przysporzyć tylko kłopotów.

Co chcesz osiągnąć wypowiadając się publicznie? Przesunąć granice tolerancji?

To na pewno. Zastawiając się, co odpowiedzieć na propozycję wywiadu, stwierdziłam, że Polska przecież jest jaka jest, ja mam swój światek, w którym czuję się dobrze, ale może warto byłoby uczynić standardem podejście moich znajomych. Nie ukrywam, że fajnie byłoby, gdyby nasza kultura dzięki obecności takich osób jak ja trochę się zmieniła. Oczywiście mogę zrozumieć, że jakimś ludziom mój wybór się nie podoba, ale to jest w końcu mój wybór. Nikogo do niczego nie zmuszam.

Zmiana twojej tożsamości jest jednokierunkowa? Możesz zadeklarować, że już zawsze będziesz Emilią Wiśniewską?

Na pewno nie była jednokierunkowa, a teraz dobrze jest mi tak, jak jest. Nie wiem, po co miałabym składać deklaracje. Jedyna to taka, że jeśli pewnego dnia odkryję, że broda mi się nie podoba, to po prostu ją zgolę.