Wybory prezydenckie 2015. 'Gazeta Wyborcza': Nasz prezydent, wasz prezes
Stanowisko "Gazety Wyborczej" przed II turą wyborów prezydenckich
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej
Od 26 lat wartości "Gazety Wyborczej" pozostają niezmienne: demokracja parlamentarna, wolny rynek, sprawiedliwość społeczna, integracja europejska, tolerancja światopoglądowa, wolność jednostki i prawa człowieka. Czujemy się w tym spadkobiercami przedsierpniowej opozycji demokratycznej i ruchu "Solidarność".
Kierując się tymi wartościami, "Gazeta Wyborcza" w 1989 r. wspierała kandydatów Komitetów Obywatelskich "Solidarności" w pierwszych częściowo wolnych wyborach. W imię tych samych wartości popieraliśmy pierwszy niekomunistyczny rząd Tadeusza Mazowieckiego oraz kandydaturę naszego Pierwszego Premiera w wyborach na prezydenta. Z tych samych powodów, nie bez zastrzeżeń, wsparliśmy Lecha Wałęsę przeciwko populiście Stanowi Tymińskiemu. Odrzucając logikę plemienną, wspieraliśmy prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, gdy wprowadzał Polskę do NATO, i premiera Leszka Millera, gdy podpisywał akcesję Polski do Unii Europejskiej.
W imię tych samych wartości przeciwstawialiśmy się rządom nacjonalistyczno-populistycznej koalicji PiS, LPR i Samoobrony w latach 2005-07 w głębokim przekonaniu, że naruszają one państwo prawa, wolności osobiste obywateli, ład demokratyczny i prymat merytorycznych zasług w awansowaniu ludzi do funkcji publicznych.
Zarazem pochwalaliśmy niektóre przedsięwzięcia polityczne prezydenta Lecha Kaczyńskiego: odważną i rozumną obronę Gruzji zaatakowanej przez Rosję Putina, wsparcie dla demokracji na Ukrainie i pojednania z Ukraińcami oraz wolny od kompleksów dialog polsko-żydowski. Prezydent Kaczyński był patriotą, ale nie nacjonalistą. Docenialiśmy to.
Najbliższe wybory mogą być decydujące dla polskiej demokracji na cztery lata, a nawet na osiem lat. Wybory prezydenckie i parlamentarne w tym samym roku mogą przynieść pełnię władzy PiS, partii odrzucającej prawomocność obecnego państwa - "Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie". Bo PiS to nie jest zwyczajna opozycja, to partia antysystemowa.
Zwycięstwo Andrzeja Dudy wzmocni PiS i oburzonych Pawła Kukiza. Grozi to powtórką roku 2005, gdy bracia Kaczyńscy przejęli pełnię władzy w Polsce.
Właśnie upada mit o niezdolności PiS do zawierania koalicji. W obliczu totalnej dezintegracji lewicy do nowego Sejmu mogą wejść tylko trzy silne ugrupowania: PO, PiS i ruch oburzonych Kukiza (z wynikiem np. 20 proc.) oraz słaby PSL. Koalicja PiS z ruchem Kukiza ma szansę uzyskać większość potrzebną do zmiany konstytucji na znacznie bardziej konserwatywną i niedemokratyczną.
Tym większe jest znaczenie niedzielnych wyborów i każdego głosu.
Nie wierzymy, że Andrzej Duda jest politykiem samodzielnym. Jest "echem" Jarosława Kaczyńskiego, choć przedstawia się chętniej jako alter ego zmarłego tragicznie Lecha Kaczyńskiego. Jeśli Duda zostałby prezydentem, nie będzie arbitrem ani strażnikiem konstytucji. Będzie przedłużeniem władzy wykonawczej rządu PiS. A to w obliczu większości w parlamencie toruje drogę do recydywy IV RP, do "orbanizacji" Polski.
"Budapeszt w Warszawie" oznacza zmianę konstytucji w duchu resentymentu narodowego i doktryny Kościoła katolickiego, upartyjnienie instytucji państwa, takich jak Trybunał Konstytucyjny, KRRiT, NIK, NBP, ABW, CBA itd., zawładnięcie mediami publicznymi i kaganiec na media opozycyjne (znamy to z lat 2005-07). To wreszcie eurosceptycyzm, agresywna retoryka antybrukselska i zahamowanie integracji. Ostatnie i nie najważniejsze - rozdzierający społeczeństwo kult smoleński.
Oceniamy, że prezydent Komorowski - w odróżnieniu od prezydenta Dudy - będzie stał na straży demokratycznego państwa prawa i korzystając ze swoich konstytucyjnych uprawnień, przeciwdziałał "orbanizacji".
Komorowski był i - jeśli wygra - będzie dobrym prezydentem. Niestety, okazał się słaby w roli kandydata.
Bierność Pałacu wobec fali inwektyw i oszczerstw wobec prezydenta, fatalna kampania wyborcza, samozadowolenie jego środowiska oraz uśpienie sondażami doprowadziły do roztrwonienia kapitału zaufania i zawstydzającej porażki w pierwszej turze, w której walczył z kontrkandydatem PiS. Prezydent Komorowski uważa, że dokonania i racja moralna bronią się same. To anachronizm i błąd. Prezydent nie docenił też skali frustracji pokolenia oburzonych, a rządząca osiem lat Platforma nie znalazła oferty ani języka, by z nimi przekonująco rozmawiać.
W tym sensie on i jego zaplecze są odpowiedzialni za to, że mecz o bardzo wysoką stawkę - o przyszłość i bezpieczeństwo kraju - rozstrzygnie się "w rzutach karnych"!
W razie reelekcji prezydent Komorowski powinien wyciągnąć z tego radykalne wnioski. Ożywić dialog ze społeczeństwem, znaleźć propozycje dla ludzi młodych, przewietrzyć kancelarię, odbudować autorytet.
Kandydatem jest się tylko przez trzy miesiące, za nic się nie odpowiada i można składać dowolne obietnice. Prezydentem jest się pięć lat i niesie się brzemię odpowiedzialności za państwo.
Po stronie Komorowskiego dostrzegamy odpowiedzialność bez ryzyka. Po stronie Dudy - ryzyko bez odpowiedzialności.
Kogo Duda weźmie do kancelarii - nie wiemy. Czy będą to ludzie obsesji smoleńskiej, fobii antyrosyjskiej i antyunijnej? Krzysztof Szczerski? Antoni Macierewicz?
Komorowski politykę bezpieczeństwa opiera na mocnym związku Polski z NATO i UE. Kandydat PiS przekonuje, że "nie wolno płynąć w głównym nurcie", co redukuje wpływ Polski na decyzje Unii oraz oznacza ryzyko emocjonalnej i nieodpowiedzialnej polityki wobec Rosji. Wepchnie Polskę w polityczną izolację w Europie.
Nie wiemy, czy Duda chce - jak proponował - wysłać polskie wojsko na Ukrainę, czy raczej na odwrót - przyjmie ukraińskosceptyczny kurs części polskiej prawicy? Komorowski wspierał konsekwentnie proeuropejskie aspiracje narodu ukraińskiego, zbudował solidarność NATO wobec "wschodniej flanki", także Polski, co ma prowadzić do stałej obecność sił Sojuszu w regionie. W obliczu wojny na Wschodzie zwiększenie na jego wniosek wydatków na obronę do 2 proc. PKB uważamy za trafne.
Jednym z osiągnięć koalicji PO-PSL jest konieczna wobec wydłużającej się średniej długości życia Polaków reforma emerytalna. Duda proponuje nieodpowiedzialne cofnięcie tej reformy, nie podając kosztów społecznych ani źródeł finansowania. Komorowski postuluje elastyczną korektę w stylu niemieckim z uwzględnieniem stażu pracy.
Kandydat PiS nie czyni złudzeń, że nie podpisałby konwencji o przeciwdziałaniu przemocy, ustaw o in vitro czy związkach partnerskich. Uważa, że państwo ma kierować sumieniem obywateli.
Komorowski przez pięć lat nie wsłuchał się w głos środowisk LGBT i nie podjął inicjatywy ustawodawczej w sprawie związków partnerskich, ale podpisał konwencję, podpisze in vitro i nie chce być prezydentem ludzkich sumień.
Duda w kampanii wyborczej przemawiał od ołtarza. Nie będzie dbał o życzliwe współistnienie państwa i Kościoła.
Kandydat PiS ogłosił, że Polska nie powinna wstępować do strefy euro. Uważamy to stanowisko za sprzeczne z polską racją stanu. Przyjęcie europejskiej waluty jest ostatnim prometejskim celem naszej transformacji ustrojowej. Wzmocni gospodarczą i polityczną integrację z Europą, więc umocni bezpieczeństwo Polski - co szczególnie ważne, gdy Rosja złamała świętą powojenną zasadę nienaruszalności granic.
Polska za prezydentury Komorowskiego stała się rzecznikiem interesów krajów Europy Środkowo-Wschodniej na forum UE i NATO. Wyrażało się to m.in. organizowaniem w Warszawie szczytów wyszehradzkich. Prezydent dał nowy początek relacjom z Francją. Podtrzymał uprzywilejowane stosunki z Niemcami i Stanami Zjednoczonymi. Wspierał Partnerstwo Wschodnie, był rzecznikiem stowarzyszenia Ukrainy z UE, co dało impuls do Majdanu i demokratycznej przemiany Ukrainy.
Kierując się naszymi wartościami, uważamy - nie bez zastrzeżeń - że w obliczu wyboru między Andrzejem Dudą a Bronisławem Komorowskim to urzędujący prezydent zasługuje na poparcie "Gazety Wyborczej". Szanując prawo każdego do indywidualnej, zgodnej z sumieniem decyzji, uważamy, że Bronisław Komorowski będzie lepszym prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej.
Kierując się tymi wartościami, "Gazeta Wyborcza" w 1989 r. wspierała kandydatów Komitetów Obywatelskich "Solidarności" w pierwszych częściowo wolnych wyborach. W imię tych samych wartości popieraliśmy pierwszy niekomunistyczny rząd Tadeusza Mazowieckiego oraz kandydaturę naszego Pierwszego Premiera w wyborach na prezydenta. Z tych samych powodów, nie bez zastrzeżeń, wsparliśmy Lecha Wałęsę przeciwko populiście Stanowi Tymińskiemu. Odrzucając logikę plemienną, wspieraliśmy prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, gdy wprowadzał Polskę do NATO, i premiera Leszka Millera, gdy podpisywał akcesję Polski do Unii Europejskiej.
W imię tych samych wartości przeciwstawialiśmy się rządom nacjonalistyczno-populistycznej koalicji PiS, LPR i Samoobrony w latach 2005-07 w głębokim przekonaniu, że naruszają one państwo prawa, wolności osobiste obywateli, ład demokratyczny i prymat merytorycznych zasług w awansowaniu ludzi do funkcji publicznych.
Zarazem pochwalaliśmy niektóre przedsięwzięcia polityczne prezydenta Lecha Kaczyńskiego: odważną i rozumną obronę Gruzji zaatakowanej przez Rosję Putina, wsparcie dla demokracji na Ukrainie i pojednania z Ukraińcami oraz wolny od kompleksów dialog polsko-żydowski. Prezydent Kaczyński był patriotą, ale nie nacjonalistą. Docenialiśmy to.
Najbliższe wybory mogą być decydujące dla polskiej demokracji na cztery lata, a nawet na osiem lat. Wybory prezydenckie i parlamentarne w tym samym roku mogą przynieść pełnię władzy PiS, partii odrzucającej prawomocność obecnego państwa - "Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie". Bo PiS to nie jest zwyczajna opozycja, to partia antysystemowa.
Zwycięstwo Andrzeja Dudy wzmocni PiS i oburzonych Pawła Kukiza. Grozi to powtórką roku 2005, gdy bracia Kaczyńscy przejęli pełnię władzy w Polsce.
Właśnie upada mit o niezdolności PiS do zawierania koalicji. W obliczu totalnej dezintegracji lewicy do nowego Sejmu mogą wejść tylko trzy silne ugrupowania: PO, PiS i ruch oburzonych Kukiza (z wynikiem np. 20 proc.) oraz słaby PSL. Koalicja PiS z ruchem Kukiza ma szansę uzyskać większość potrzebną do zmiany konstytucji na znacznie bardziej konserwatywną i niedemokratyczną.
Tym większe jest znaczenie niedzielnych wyborów i każdego głosu.
Nie wierzymy, że Andrzej Duda jest politykiem samodzielnym. Jest "echem" Jarosława Kaczyńskiego, choć przedstawia się chętniej jako alter ego zmarłego tragicznie Lecha Kaczyńskiego. Jeśli Duda zostałby prezydentem, nie będzie arbitrem ani strażnikiem konstytucji. Będzie przedłużeniem władzy wykonawczej rządu PiS. A to w obliczu większości w parlamencie toruje drogę do recydywy IV RP, do "orbanizacji" Polski.
"Budapeszt w Warszawie" oznacza zmianę konstytucji w duchu resentymentu narodowego i doktryny Kościoła katolickiego, upartyjnienie instytucji państwa, takich jak Trybunał Konstytucyjny, KRRiT, NIK, NBP, ABW, CBA itd., zawładnięcie mediami publicznymi i kaganiec na media opozycyjne (znamy to z lat 2005-07). To wreszcie eurosceptycyzm, agresywna retoryka antybrukselska i zahamowanie integracji. Ostatnie i nie najważniejsze - rozdzierający społeczeństwo kult smoleński.
Oceniamy, że prezydent Komorowski - w odróżnieniu od prezydenta Dudy - będzie stał na straży demokratycznego państwa prawa i korzystając ze swoich konstytucyjnych uprawnień, przeciwdziałał "orbanizacji".
Komorowski był i - jeśli wygra - będzie dobrym prezydentem. Niestety, okazał się słaby w roli kandydata.
Bierność Pałacu wobec fali inwektyw i oszczerstw wobec prezydenta, fatalna kampania wyborcza, samozadowolenie jego środowiska oraz uśpienie sondażami doprowadziły do roztrwonienia kapitału zaufania i zawstydzającej porażki w pierwszej turze, w której walczył z kontrkandydatem PiS. Prezydent Komorowski uważa, że dokonania i racja moralna bronią się same. To anachronizm i błąd. Prezydent nie docenił też skali frustracji pokolenia oburzonych, a rządząca osiem lat Platforma nie znalazła oferty ani języka, by z nimi przekonująco rozmawiać.
W tym sensie on i jego zaplecze są odpowiedzialni za to, że mecz o bardzo wysoką stawkę - o przyszłość i bezpieczeństwo kraju - rozstrzygnie się "w rzutach karnych"!
W razie reelekcji prezydent Komorowski powinien wyciągnąć z tego radykalne wnioski. Ożywić dialog ze społeczeństwem, znaleźć propozycje dla ludzi młodych, przewietrzyć kancelarię, odbudować autorytet.
Kandydatem jest się tylko przez trzy miesiące, za nic się nie odpowiada i można składać dowolne obietnice. Prezydentem jest się pięć lat i niesie się brzemię odpowiedzialności za państwo.
Po stronie Komorowskiego dostrzegamy odpowiedzialność bez ryzyka. Po stronie Dudy - ryzyko bez odpowiedzialności.
Kogo Duda weźmie do kancelarii - nie wiemy. Czy będą to ludzie obsesji smoleńskiej, fobii antyrosyjskiej i antyunijnej? Krzysztof Szczerski? Antoni Macierewicz?
Komorowski politykę bezpieczeństwa opiera na mocnym związku Polski z NATO i UE. Kandydat PiS przekonuje, że "nie wolno płynąć w głównym nurcie", co redukuje wpływ Polski na decyzje Unii oraz oznacza ryzyko emocjonalnej i nieodpowiedzialnej polityki wobec Rosji. Wepchnie Polskę w polityczną izolację w Europie.
Nie wiemy, czy Duda chce - jak proponował - wysłać polskie wojsko na Ukrainę, czy raczej na odwrót - przyjmie ukraińskosceptyczny kurs części polskiej prawicy? Komorowski wspierał konsekwentnie proeuropejskie aspiracje narodu ukraińskiego, zbudował solidarność NATO wobec "wschodniej flanki", także Polski, co ma prowadzić do stałej obecność sił Sojuszu w regionie. W obliczu wojny na Wschodzie zwiększenie na jego wniosek wydatków na obronę do 2 proc. PKB uważamy za trafne.
Jednym z osiągnięć koalicji PO-PSL jest konieczna wobec wydłużającej się średniej długości życia Polaków reforma emerytalna. Duda proponuje nieodpowiedzialne cofnięcie tej reformy, nie podając kosztów społecznych ani źródeł finansowania. Komorowski postuluje elastyczną korektę w stylu niemieckim z uwzględnieniem stażu pracy.
Kandydat PiS nie czyni złudzeń, że nie podpisałby konwencji o przeciwdziałaniu przemocy, ustaw o in vitro czy związkach partnerskich. Uważa, że państwo ma kierować sumieniem obywateli.
Komorowski przez pięć lat nie wsłuchał się w głos środowisk LGBT i nie podjął inicjatywy ustawodawczej w sprawie związków partnerskich, ale podpisał konwencję, podpisze in vitro i nie chce być prezydentem ludzkich sumień.
Duda w kampanii wyborczej przemawiał od ołtarza. Nie będzie dbał o życzliwe współistnienie państwa i Kościoła.
Kandydat PiS ogłosił, że Polska nie powinna wstępować do strefy euro. Uważamy to stanowisko za sprzeczne z polską racją stanu. Przyjęcie europejskiej waluty jest ostatnim prometejskim celem naszej transformacji ustrojowej. Wzmocni gospodarczą i polityczną integrację z Europą, więc umocni bezpieczeństwo Polski - co szczególnie ważne, gdy Rosja złamała świętą powojenną zasadę nienaruszalności granic.
Polska za prezydentury Komorowskiego stała się rzecznikiem interesów krajów Europy Środkowo-Wschodniej na forum UE i NATO. Wyrażało się to m.in. organizowaniem w Warszawie szczytów wyszehradzkich. Prezydent dał nowy początek relacjom z Francją. Podtrzymał uprzywilejowane stosunki z Niemcami i Stanami Zjednoczonymi. Wspierał Partnerstwo Wschodnie, był rzecznikiem stowarzyszenia Ukrainy z UE, co dało impuls do Majdanu i demokratycznej przemiany Ukrainy.
Kierując się naszymi wartościami, uważamy - nie bez zastrzeżeń - że w obliczu wyboru między Andrzejem Dudą a Bronisławem Komorowskim to urzędujący prezydent zasługuje na poparcie "Gazety Wyborczej". Szanując prawo każdego do indywidualnej, zgodnej z sumieniem decyzji, uważamy, że Bronisław Komorowski będzie lepszym prezydentem Rzeczypospolitej Polskiej.
Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu