.
  Wybory prezydenckie 2015. Kampania Komorowskiego, czyli kronika katastrofy
 

 

Startowali z kandydatem, który miał 80 proc. zaufania. A przegrał w I i II turze. Sztab Komorowskiego od początku był pełen pychy - nie chciał znikąd żadnej pomocy, żadnej dobrej rady.

 

 

Artykuł otwarty w ramach bezpłatnego limitu prenumeraty cyfrowej

Zaczęło się od mocnego ostrzeżenia. Konwencja wyborcza Andrzeja Dudy w lutym pokazała, że PiS chce walczyć na serio, bo walczy o pierwsze od 2005 r. zwycięstwo. - My jeszcze nie prowadzimy kampanii - tłumaczył nam wtedy jeden ze współpracowników prezydenta.

- Uważali, że skoro Komorowski ma 80 proc. zaufania, a Platforma ze dwa razy mniej, to prezydentowi współpraca z PO może tylko zaszkodzić - mówi polityk PO.

- Zakładaliśmy, że od początku będziemy mieli poparcie PSL i znaczących polityków samorządowych, to była bardzo dobra idea. Niestety, ludowcy postanowili wystawić swojego kandydata, co zburzyło całą konstrukcję - to z kolei opinia jednego z polityków Pałacu. Według niego prezydent i jego otoczenie za długo łudzili się, że Adam Jarubas przekaże swoje głosy Komorowskiemu przed pierwszą turą.

Hektolitry kawy

Rafał Grupiński, który w ostatniej kampanii parlamentarnej i samorządowej współpracował ze specem od kampanii politycznych Jerzym Orłowskim, jeszcze pod koniec zeszłego roku próbował namówić na współpracę z nim ludzi z najbliższego otoczenia Komorowskiego. Pomoc zaoferowali Michał Kamiński i Witold Bereś. Ale nikt nie chciał skorzystać z ich usług, bo - jak nam mówiono: "Kamiński by się chwalił wygraną".

Otoczenie Komorowskiego postawiło na Marcina Mroszczaka, społecznego doradcę prezydenta, autora wielu reklam komercyjnych i społecznych, kiedyś specjalistę Unii Wolności od PR. Kampanię wspomagał również Maciej Grabowski od lat współpracujący z PO.

Platforma, świadoma wpływu wyniku wyborów prezydenckich na parlamentarne, chciała mieć wgląd w strategię kampanii prezydenckiej. Nie ustępowała. - Przedstawiliśmy kilka scenariuszy, propozycje rozwiązań. Premier Ewa Kopacz zaproponowała merytoryczną pomoc. Tylko w zasadzie nie wiadomo, co się stało z tymi scenariuszami, bo chyba ich nikt nie przeczytał - twierdzi nasz informator z otoczenia premier.

Problemem okazał się sam kandydat i jego otoczenie. Nikt nie był w stanie podjąć decyzji i na cokolwiek się zdecydować.

Po kampanii pojawiły się zarzuty, że nie było sztabu wyborczego. Nasi rozmówcy twierdzą, że było nawet kilka sztabów - oficjalny i te nieoficjalne, złożone z zauszników prezydenta. Szefem oficjalnego został Robert Tyszkiewicz, polityk PO, którego zaletą było to, że łączy ze sobą kilka frakcji w PO: schetynowców ze "spółdzielnią". Według tych, co go znają, doskonale dogadywał się z prezydentem, bo odpowiada mu charakterologicznie, ale choćby z racji wieku nie rozumiał i nie był w stanie dotrzeć do młodych.

- Jak jest sztab, to jest generał i planuje kolejne ruchy. Nic takiego w tzw. sztabie Komorowskiego nie miało miejsca - mówi nam jeden z posłów PO. - Byłem tam parę razy, było czytanie gazet, picie kawy i herbaty, senna atmosfera. Bardzo długo sztabowcy uważali, że wygrana w I turze jest pewna, a po I turze się zorientowali, że już nie ma o co walczyć.

Nie było jak w każdej porządnej kampanii działań rozpisanych na każdy dzień: kto, gdzie i za co odpowiada.

Przeciwnicy na wiecach

W marcu w Kancelarii Prezydenta pojawił się Kamiński. Znów przekonywał, by wykorzystać Orłowskiego. Nie udało się. Powtarzał, że jest bezradny. Namawiać miała do tego także premier Kopacz. I jej się nie udało. Polityk z otoczenia prezydenta przyznaje: "Taka taktyka to był błąd".

Według badań socjologicznych na prezydenta Komorowskiego chciała głosować część centrowego elektoratu, a nawet część elektoratu PiS. Prezydent szczerze w te badania uwierzył i nie chciał prowadzić negatywnej kampanii. - Tak naprawdę kampanię rozpoczęliśmy w marcu podróżami po kraju, efekty były fatalne. Okazało się, że Platforma jest zdemobilizowana, na wiecach było tylu przeciwników, co zwolenników prezydenta. Nikt nie był w stanie im przeszkodzić w skandowaniu antyprezydenckich haseł.

- Na początku podróże prezydenta nie były skoordynowane z działaniami partii. Wielu działaczy PO o nich nie wiedziało - twierdzi polityk PO. - Poza tym prezydent przyjeżdżał zwykle przed południem, a większość wyborców PO ciężko pracuje. Trudno im przyjść na wiec. A ci, co gwizdali na prezydenta, przychodzili zwykle wcześniej i zajmowali miejsce przy kamerach, tak że było ich widać.

Na marcowych wyjazdach prezydent, zamiast zyskiwać, tracił. W Aleksandrowie Kujawskim dzieci na wiec przyprowadziła nauczycielka. W Rzeszowie BOR zatrzymał człowieka, który chciał się dostać do prezydenta. W internecie pokazały się zdjęcia sugerujące, że BOR zakleja mu usta taśmą. Od tej chwili prezydent stał się wrogiem publicznym społeczności internetowej.

- Problemem był brak spójności przekazu - mówi nam jeden ze współpracowników prezydenta. Efekt był taki, że po trzech miesiącach kampanii Polacy widzieli, że gdziekolwiek w Polsce pojawia się Komorowski, są protesty, a za granicą robi Polsce obciach, tytułując w czasie wizyty w Japonii gen. Stanisława Kozieja "szogunem". Sztab nie potrafił pokazać Komorowskiego jako męża stanu - co było szalenie ważne, bo tego przymiotu Duda nie miał - lubianego i popularnego, ciepło witanego.

W Pałacu się podobało

- To wszystko działo się poza prezydentem, bo jemu trudno było zrezygnować z roli głowy państwa na okres kampanii - tłumaczy jeden z prezydenckich urzędników. - Ale gdy zobaczyłem prezydenta podczas wizyty, jak wygłasza swoje solenne przemówienie na tle ubranych w czerń urzędników i borowców, wiedziałem, że nie jest dobrze - przyznaje. Zapytany, czy nikt tego nie dostrzegał, odpowiada: "W Pałacu raczej się wszystkim podobało".

Czas mijał, otoczenie prezydenta uśpione sondażami nadal nie miało strategii. Nie było w stanie wytłumaczyć, po co prezydent chce sprawować swój urząd przez kolejne pięć lat. - Trzeba mieć jedno dobre hasło, prezydent mówił, że chce postawić na młodych. Tylko nie potrafił wytłumaczyć jak - uważa nasz informator. - Tak naprawdę nie mieli nawet hasła, a hasło powinno powstać na początku, bo to kwintesencja całej kilkumiesięcznej kampanii.

 

Haseł było niestety kilka: "Nasz prezydent", potem: "Wybierz zgodę i bezpieczeństwo", ze sztywnymi fotografiami, na koniec: "Komorowski - prezydent naszej wolności". - Żadne nie było dobre, a już na pewno nie można hasła zmieniać w trakcie kampanii. Hasło musi być spójne ze spotami i plakatami.

- Otoczenie prezydenta było przekonane, że kluczem do sukcesu są wywiady telewizyjne. Jaromir Sokołowski był przekonany, że cykl uroczystości związany z Konstytucją 3 maja oraz uroczystościami na Westerplatte przekona wyborców, że warto wybrać Komorowskiego, bo liczy się w Europie. Zamiast tego udało się zmęczyć wyborców nieustanną obecnością Komorowskiego na ekranie telewizorów na tle mundurów.

Zaskakiwanie

Urzędnik z kancelarii premier Ewy Kopacz: - To była sytuacja absolutnie dziwna. Premier i my wszyscy byliśmy zaskakiwani inicjatywami prezydenta, które faktycznie uderzały w politykę PO. Premier nic wcześniej nie wiedziała o propozycji referendum w sprawie JOW, zlikwidowaniu finansowania partii z budżetu i wprowadzenia zasady "wszystkie wątpliwości na korzyść podatnika".

Prawdziwa kampania zaczęła się po pierwszej turze. Za późno. Do Pałacu zawitał Michał Kamiński, którego do tej pory sztabowcy unikali jak ognia. Przygotowywał prezydenta do debat i wpadł na pomysł spacerów. Wraz z Witoldem Beresiem przygotowywali pytania, które może zadać Duda, i możliwe odpowiedzi.

Prezydent w obu debatach był merytorycznie lepszy. Cóż z tego, okazało się, że nie debatami wygrywa się wybory.

Ktoś się czuje winny? Tyszkiewicz: - Zrobiliśmy wszystko, co możliwe. Nigdy nie uchylam się od odpowiedzialności, ale sztab wyborczy to nie jest całość kampanii. Jest jeszcze wielka polityka. Nikt i w sztabie, i w PO tego wyniku się nie spodziewał.

Na jesieni rozpocznie się kampania parlamentarna. Jak poprowadzi ją Platforma Obywatelska?

Mówi jeden z PR-owców: - Jeśli będą chcieli mnie do niej zaangażować, to mam nawet dla nich hasło: "Houston, mamy problem".


Cały tekst:
http://wyborcza.pl/1,75478,17990365,Wybory_prezydenckie_2015__Kampania_Komorowskiego_.html#ixzz3bK36AJa1

 

 
 
  Wszedłeś do e-Instytutu jako 507571 odwiedzający. Witaj. copyright by irs  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja