.
  "Stop seksualizacji dzieci" - minister Kozłowska
 

"Stop seksualizacji dzieci" - mówi minister Kozłowska-Rajewicz. Posłuchała prawicy?

Justyna Suchecka
12.02.2014 ,

Spotkanie "Stop seksualizacji dzieci i młodzieży"

- Nie ma dorosłego ani na prawicy, ani na lewicy, który powiedziałby, że chce seksualizacji dzieci - mówi Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania. I szybko dodaje: - Tylko że malowanie przedszkolakom paznokci to nie seksualizacja. Problem jest poważniejszy.
Polską dyskusję o "seksualizacji" zdominowali posłanka Solidarnej Polski Beata Kempa i ks. Dariusz Oko. Oboje zgodnie powtarzali, że to właśnie seksualizacja dzieci i młodzieży oraz osłabienie rodziny jest "celem gender".

Tymczasem pierwszą dyskusję na ten temat zorganizowała już w 2012 roku w Brukseli europosłanka PO Joanna Skrzydlewska. - Byłam tam wtedy i zdałam sobie sprawę, jaki to poważny problem - mówi minister Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, która w środę w KPRM zorganizowała konferencję pod popularnym na prawicy hasłem "stop seksualizacji dzieci".

Bielizna jak z sex-shopu

Dlaczego ta debata odbyła się właśnie teraz? - Bo to groźne, jeśli nie rozumiemy powszechnie stosowanych pojęć - tłumaczy Kozłowska-Rajewicz. - Nie chciałabym, by słowo "seksualizacja" podobnie jak wcześniej "gender" było wykorzystywane w nieprawdziwym znaczeniu. Seksualizacja to krzywdzenie dzieci, realny problem, który umyka nam, gdy dorośli skupiają się na rozmydleniu pojęć. Nie ma nic wspólnego z malowaniem paznokci w przedszkolu - dodawała.

Dla niej seksualizacja to wpychanie dzieci w role dorosłych, promowane przez kulturę masową - w teledyskach, filmach, grach komputerowych i pornografii. - W sklepach można kupić kosmetyki dla czterolatków, dla siedmiolatków bieliznę jak z sex-shopu. Przeciętna gimnazjalistka przed wyjściem z domu przez godzinę stoi przed lustrem, bo panicznie boi się, że będzie źle wyglądać. Nie chce wypaść z grupy. To jest właśnie seksualizacja - mówiła minister.

Edukacja to nie seksualizacja

Pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania na debatę ekspercką zaprosiła psychologów i seksuologów. To oni wskazywali, że sposobem na walkę z problem jest nie - jak uważa część polityków - "zwalczanie gender", ale budząca wiele emocji edukacja seksualna.

- Przez wiele lat mówiłem, że trzeba edukować dzieci i młodzież. A teraz im więcej o tym myślę, tym mocniej widzę, że edukacja potrzebna jest też dorosłym. Nauczycielom, rodzicom, politykom - mówił prof. Zbigniew Izdebski, seksuolog z Uniwersytetu Zielonogórskiego. - Edukacja seksualna powinna uwzględniać aspekty społeczno-kulturowe, ale to nie znaczy, że dzieci nie mają prawa do obiektywnej wiedzy.

Zdaniem prof. Izdebskiego szczególnie politycy często mylą edukację seksualną z seksualizacją. - Skutek jest taki, że brakuje nam badań nad seksualnością i obyczajowością młodzieży. Gdy ktoś próbuje zbadać pod tym kątem gimnazjalistów, zaraz słyszy, że to "seksualizacja i przemoc" - mówił.
 

Penisy w gimnazjalnych zeszytach
Zmienić próbuje to dr Iwona Chmura-Rutkowska z UAM, która w zeszłym roku przeprowadziła badania na temat "przemocy seksualnej w polskich gimnazjach". Jednym z elementów jej projektu były fotoreportaże z dnia nastolatków, które komórkami mieli przygotować gimnazjaliści. Temat był bardzo ogólny - nie było w nim w ogóle mowy o seksualności. Mimo to właśnie ona zdominowała zdjęcia uczniów.

Chłopcy fotografowali np., jak wspólnie z kolegami oglądają na komórkach porno (na długich przerwach, kilka metrów od dyżurującego nauczyciela). Dziewczyny pokazywały na zdjęciach książki i zeszyty całe w rysunkach penisów. - Tłumaczyły, że to taka "zabawa na czas". Jeśli ktoś idzie do odpowiedzi i odchodzi od ławki, zadaniem jest narysowanie jak największej liczby penisów na jego książce - wyjaśniała badaczka. I podkreślała: - Dzieci są zostawione same sobie. Jedna trzecia badanych twierdziła, że próbowała o swoich problemach z taką przemocą seksualną rozmawiać z rodzicami. Wielu usłyszało: "udawaj, że tego nie widzisz". Dziewczęta słyszały też często: "to chłopcy, wyrosną z tego za rok czy dwa".

Ofiarami przemocy seksualnej w gimnazjum są i chłopcy, i dziewczęta. Ci pierwsi np. nie widzą niczego złego w mówieniu "hej, dz..., czemu nie byłaś na angielskim". Wydaje im się, że to właśnie jest męskie. Jak mówi dr Chmura-Rutkowska są ofiarami "normy męskości".

Dla kogo ta edukacja?

- Dlatego dzieci potrzebują edukacji seksualnej. Wiedzy o swoim ciele, granicach. Muszą się nauczyć, jak odmawiać, rozumieć i interpretować pewne zachowania - mówiła Kozłowska-Rajewicz. I proponowała, by przyjrzeć się rozwiązaniom proponowanym na Zachodzie, gdzie ogranicza się pornografię w przestrzeni publicznej (znikają wyuzdane i seksistowskie reklamy), a na grach umieszcza specjalne oznaczenia ostrzegające o przemocy.

Pytana o to, czemu na debacie nie ma minister edukacji Joanny Kluzik-Rostkowskiej, Kozłowska-Rajewicz zapewniała, że spotkają się po konferencji i będą rozmawiać również o edukacji seksualnej. Tematów nie powinno im zabraknąć, bo MEN pracuje właśnie nad nowym programem edukacji seksualnej w szkołach. Tyle tylko, że szefowa resortu zastrzegła, że nowa edukacja seksualna nadal będzie nieobowiązkowa. - Szanujmy autonomię rodziny - mówiła w grudniu.

 
Zobacz także

Zobacz więcej na temat:



Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75478,15443563,_Stop_seksualizacji_dzieci____mowi_minister_Kozlowska_Rajewicz_.html#ixzz2tf5b8g44

w: http://wyborcza.pl/1,75478,15443563,_Stop_seksualizacji_dzieci____mowi_minister_Kozlowska_Rajewicz_.html#TRrelSST
 
 
  Wszedłeś do e-Instytutu jako 453604 odwiedzający. Witaj. copyright by irs  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja