Matrotyzm, powstanka, matronat, matczyzna. Język feministek i "kobiece" wyrazy to fanaberia? Na pewno nie
Matrotyzm, powstanka, matronat, matczyzna. Język feministek i "kobiece" wyrazy to fanaberia? Na pewno nie Fot. Natemat.pl
O „matriotyzmie” napisała niedawno na swoim Twitterze Anna Dryjańska. Dorota Zawadzka dopytywała potem, co to takiego. Postanowiliśmy spytać i my. Okazuje się, że chodzi o patriotyzm w żeńskim wydaniu. Jest też „matronat”, czyli patronat kobiet oraz matczyzna, odpowiednik ojczyzny. Prawica zazwyczaj wyśmiewa próby feminizacji języka i nazywa je absurdalnymi, ale wbrew pozorom walka feministek o „kobiece” wyrazy ma sens. Wszak kiedyś „lekarka” i „prawniczka” też budziły kontrowersje, prawda?

Matriotyzm, co to?
Wpis Anny Dryjańskiej o matriotyzmie nie wywołał krytyki, ale zainteresowanie – między innymi Doroty Zawadzkiej. Psycholożka zapytała na swoim profilu, co ten wyraz oznacza, a gdy internauci jej to wyjaśnili, dopytywała:
To nie pierwszy „kobiecy” wyraz, który budzi zainteresowanie pomieszane z kpinami i lekkim niezrozumieniem. Wcześniej była przecież słynna „ministra”, wśród feministek krąży też „matczyzna”. Ostatnio sporo kontrowersji wywołały „powstanki” - czyli uczestniczki Powstania Warszawskiego. Feministki wręcz zaatakowano za propozycję nazywania tak kobiet walczących w PW. Tyle że hejt na próby feminizacji języka jest kompletnie nieuzasadniony.

O kobiece wyrazy pytamy Annę Dryjańską z Feminoteki, która w przestrzeni medialnej aktywnie działa na rzecz feminizacji typowo męskich słów. Jak podkreśla, feministki nie chcą „wyrugować męskich słów” z języka polskiego. – Tylko pokazać, że ojczyzna to nie tylko ojcowie, ale też matki, i dlatego matczyzna. Że w Powstaniu walczyli nie tylko mężczyźni-Powstańcy, ale też kobiety, stąd Powstanki – wyjaśnia Dryjańska. Dlatego też w Feminotece używa się na przykład wyrazu „matronat” - czyli żeńskiej wersji patronatu.

Język nie zauważa roli kobiet
Nasza rozmówczyni tłumaczy, że feminizacja wyrazów jest odpowiedzią na pomijanie wkładu kobiet w historię świata. – To zjawisko było zauważane już w XIX wieku – zaznacza Dryjańska. I przywołuje cytat z Ernestine Rose, XIX-wiecznej feministki, która zwracała uwagę na pomijanie roli kobiet w codziennym języku i debatach w Stanach Zjednoczonych.
Ernestine Rose, XIX-wieczna feministka

Dużo słyszałyśmy o naszych Ojcach Założycielach… ale czy ktokolwiek słyszał o Matkach Założycielkach? Czy nie doświadczały równie wielu niebezpieczeństw, nie doświadczały równie wielu trudów, nie czyniły równie wiele by uformować instytucje Nowej Anglii jak Ojcowie Założyciele? I czy ich wyzwania i chwała nie były równie wielkie? Jednakże rzadko się o nich pamięta.

Podobnie, co z ojcami założycielami, jest właśnie z warszawskimi powstańcami.

– Używamy tej formy „Powstanki” właśnie po to, by pokazać, że byli to nie tylko mężczyźni. Ale nie po to, by umniejszać rolę Powstańców, ale by pokazać, że rola kobiet nie polegała na byciu seksownymi sanitariuszkami, które ocierają pot z czoła (a tak się je teraz pokazuje), tylko osobami walczącymi, które narażały i oddawały życie i dokonywały trudnych wyborów – wyjaśnia Dryjańska.

Feministki nikogo nie zmuszają
Jak dodaje nasza rozmówczyni, język ma moc sprawczą – jeśli czegoś nie nazywamy, to to znika z pola dyskursu, z debaty. – Jeśli mówimy tylko o żołnierzach, używamy tylko formy męskiej, to wyobrażamy sobie mężczyzn. Tak samo jest z Powstańcem czy taksówkarzem. A używając form żeńskich tych wyrazów włączamy kobiety w ten dyskurs – tłumaczy członkini Feminoteki.
Anna Dryjańska
socjolożka

Ale nikt nie jest zmuszony używać tych określeń. My to robimy i mamy nadzieję, że dzięki temu rola kobiet w historii zostanie dostrzeżona, zaś słowa takie jak Powstanka czy żołnierka przestaną być dziwne. Kiedyś artystka i lekarka też budziły kontrowersje, dzisiaj nikogo już nie dziwią.

Hejt jest, ale coraz mniejszy
Gdy pytam o reakcje na takie określenia, Dryjańska odpowiada, że bywa różnie – ale wbrew pozorom wcale nie pojawia się bezczelne wyśmiewanie czy krytyka.

– Przy części słów, jak matronat, jest to oczywiste i czasem wywołuje uśmiech zrozumienia: „aha, to tak to nazywacie”. Czasem ktoś nie zrozumie i dopytuje: matronaco? Innym razem pytają: a dlaczego Powstanki, czyli budzi się ciekawość. I oczywiście pojawia się dyskusja, czy nie lepiej mówić kobiety-powstańcy, powstańcy w spódnicach? Ale to mało ekonomiczne językowo, „powstanka” mówi się znacznie szybciej – śmieje się Dryjańska.

"Socjolożka" też nas kiedyś śmieszyła
Krytyka feminizowanych wyrazów, jak dodaje nasza rozmówczyni, z czasem maleje. Tak jak przyzwyczailiśmy się do lekarek, prawniczek i artystek, tak coraz mniej bulwersują nas psycholożki czy socjolożki. – Trudno mi powiedzieć ile jest słów krytyki, ale wiem, że te fale słabną. Kiedyś mocno krytykowano „psycholożkę” czy „socjolożkę”, ale są one konsekwentnie używane od połowy lat 90. Dzięki temu ci młodsi hejterzy nie czują, że to dziwne, więc rzucają się na "Powstankę" – opowiada Dryjańska.

Przedstawicielka Feminoteki zaznacza, że na ten ostatni wyraz było sporo „alergicznych reakcji” ze strony internautów. – Moim zdaniem wynikają one z tego, że cały dyskurs wokół powstania został tak napompowany, że mówienie o Powstankach wydaje się niektórym umniejszaniem kobiet. A naszym zdaniem tak nie jest, wręcz przeciwnie, chodzi przecież o to, by podkreślać rolę kobiet w Powstaniu – dodaje.

Kobieta w języku degradowana
I chociaż z pozoru części osób wydawać się może, że kwestia feminizacji języka to wymysł i fanaberia, to Anna Dryjańska przypomina, że wcale tak nie jest. Istnieje bowiem zjawisko tzw. „degradacji semantycznej”. Polega ono na tym, że wyrazy związane z kobiecością mają przypisane negatywne znaczenia lub określenia dotyczące kobiet powstają na bazie negatywnych wyrazów.
Anna Dryjańska
socjolożka

Takie zjawisko wynika z tego, że społeczeństwo ceni kobiety mniej niż mężczyzn. Dlatego też niektóre kobiety wolą powiedzieć o sobie w formie męskiej. Sama tak kiedyś miałam, uważałam, że to dodaje ważności, prestiżu, powagi. Ale to było 10 lat temu.

Możecie się śmiać, ale metoda działa
Jak widać, metoda feministek działa – skoro przyzwyczailiśmy się do lekarki i psycholożki, to czemu nie mielibyśmy zaakceptować Powstanki?

Tym bardziej, że nawet prof. Miodek przekonywał podczas jednego ze swoich wykładów, że formy z żeńskimi końcówkami są znacznie bardziej naturalne, niż mówienie np. "pani dyrektor".
Prof. Jan Miodek

Profesorka i dyrektorka są słowami znacznie mi bliższymi, niż zwroty pani profesor, czy pani dyrektor. Tak mówiło się, gdy byłem mały. Moja mama była nauczycielką i nikt nie zwracał się do niej inaczej niż "Profesorko Miodkowo".

Dlatego też śmieszyć nie powinna nas "ministra". Wszak dzisiaj przecież powszechnie mówi się „posłanka” - i nikogo to nie dziwi. I rację ma Anna Dryjańska, gdy mówi: – Używanie danego języka zmienia myślenie. I to, co było kiedyś śmieszne, dziś jest naturalne. Tak było z lekarkami i psycholożkami, mam nadzieję, że tak będzie i z Powstankami.