Media podchwyciły historię mieszkanki Olsztyna, która, chcąc oddać krew, musiała przedtem wypełnić ankietę na temat stanu zdrowia. Zaznaczyła w niej, że w przeszłości paliła marihuanę. Lekarz, który kwalifikował dawców uznał, że nie można od niej pobrać krwi.
– Przepisy dotyczące oddawania krwi wykluczają osoby, które mają kontakt z narkotykami, jednak jak każdy przepis, także ten zostawia pole do interpretacji. Ostateczna ocena i interpretacja tego przepisu należy do lekarza – mówi Sławomir L.Kaczyński, Przewodniczący Krajowej Rady Honorowego Krwiodawstwa PCK. PCK ani nie ustala tych przepisów, ani ich nie ustala. Ja sam miałbym wątpliwości, bo akurat marihuana nie jest czymś, co czyni straszne spustoszenia w organizmie – dodaje.
Palisz – nie oddajesz krwi
Z rozporządzenia ministra zdrowia z dnia 18 kwietnia 2005 roku wynika, że potencjalnego dawcę krwi dyskwalifikują między innymi choroby zakaźne, przebyte lub aktualne choroby krążenia, choroby układu nerwowego, cukrzyca, nowotwory oraz„zaburzenia psychiczne i zaburzenia zachowania spowodowane używaniem środków psychoaktywnych”. Pole do interpretacji jest więc szerokie. Bo czy zaburzeniem zachowania jest brak koncentracji utrzymujący się kilka godzin po zażyciu marihuany? Jaka jest różnica między osobą, która kiedyś zapaliła jointa a taką, która wypiła lampkę wina albo wzięła na uspokojenie lek z grupy benzodiazepin?
Niestabilny dawca to zły dawcaTeoretycznie nie ma prawnej podstawy do tej decyzji – po zażywaniu marihuany można oddawać zarówno krew, jak i szpik. Jeśli istnieją regulacje stanowiące inaczej, to dzieje się to na poziomie wewnętrznych regulacji danej instytucji. Jeśli chodzi o służbę w policji, to marihuany zażywać nie można, ale dotyczy to czynnej służby. Podobnie rzecz się ma z substancjami psychoaktywnymi.
Rzecznik organizacji działającej na rzecz legalizacji marihuany w Polsce uważa, że w sytuacji, kiedy stacje krwiodawstwa potrzebują dawców, absurdem jest, by z tej grupy wykluczona była duża rzesza osób, które palą lub paliły marihuanę. Przekonuje też, że to działanie na szkodę krwiodawstwa w Polsce, bo ci, którzy lubią zapalić jointa, to zwykle bardziej świadomi i zaangażowani społecznie ludzie. Tacy, do których apele o oddawanie krwi trafiają. Ci ukrywają fakt, że palą – i krew oddają.
Diametralnie inne zdanie na temat palących marihuanę dawców szpiku ma szefowa Fundacji Przeciwko Leukemii. – Prawnych regulacji nie ma, jednak przyjęliśmy zasadę, że nie rejestrujemy dawców, którzy palą marihuanę. Według nas ktoś, kto pali marihuanę, jest niestabilny, nie można na nim do końca polegać – nie wiadomo, czy ktoś taki nie wycofa się w ostatniej chwili, dlatego według naszych kryteriów nie nadaje się na dawcę – mówi Monika Sankowska.Ludzie ukrywają fakt, że palą marihuanę, bo boją się konsekwencji – widać to na przykładzie stanu Waszyngton. Średnie spożycie, szacowane na podstawie deklaracji ludzi, było tam na poziomie 80 ton rocznie – lawinowy wzrost nastąpił w roku, w którym zalegalizowano marihuanę. Ludzie dalej palili tyle samo, ale chętniej się do tego przyznawali, bo wiedzieli, że nie spotkają ich za to konsekwencje.
Stosuje się więc zasadę: palisz? – nie będziesz dawcą. Z powodu braku regulacji to płynne, ale my taką osobę dyskwalifikujemy – dodaje. Wstępne kwalifikowanie dawców odbywa się na podstawie oświadczenia i ankiety, bo na badania, poza tymi, które są niezbędne – a więc antygenów zgodności tkankowej – pieniędzy nie ma.
Nieco mniej radykalny pogląd ma dyrektor Poltransplantu prof. dr hab. med. Roman Danielewicz.
Sankowska tłumaczy, że w przypadku dawców szpiku jest naprawdę bardzo wiele uwarunkowań, musi więc być pewność, że potencjalny dawca nie wycofa się w ostatniej chwili. Czas gra tu kluczową rolę – Jest dużo chętnych, mamy w czym wybierać, więc wybieramy potencjalnie najlepszych i jak najmłodszych dawców – mówi. I takich, którzy nie palą. Albo deklarują, że nie palą.Decyzję podejmuje lekarz po zapoznaniu się z dokumentacją potencjalnego dawcy i po jego zbadaniu. Bez znajomości szczegółów konkretnej sprawy trudno wypowiadać się, co do jednostkowej dyskwalifikacji konkretnego dawcy (np. osoby palącej marihuanę). Warto jednak pamiętać o tym, że palenie marihuany nie jest uznawane za legalne i w wybranych przypadkach może stanowić wstęp do bardziej ryzykownych zachowań zdrowotnych.
Badanie przedmiotowe, jedno z elementów stanowiących podstawę do wydania orzeczenia lekarskiego, powinno w szczególności uwzględniać, jak informuje Narodowe Centrum Krwi, "ocenę wyglądu ogólnego, który może wskazywać na pozostawanie osoby badanej pod wpływem alkoholu, narkotyków lub leków oraz nadmierne pobudzenie psychiczne".
Paliłeś miesiąc temu? Nie jedźNarodowe Centrum Krwi
Należy pamiętać, że podejmując decyzję o honorowym oddaniu krwi, stajemy się również współodpowiedzialni za jej bezpieczeństwo. Szczera i rzetelna rozmowa z lekarzem kwalifikującym w centrum krwiodawstwa, jak i wszelkie informacje zawarte w kwestionariuszu, służą przede wszystkim zapewnieniu bezpieczeństwa zarówno dawcy, jak i biorcy. Jeśli świadomie pominiemy kluczową informację, która może mieć znaczenie dla bezpieczeństwa krwi lub jej składników, wówczas nasze intencje nie będą prawdziwe.
Problemy mogą mieć też kierowcy. W Polsce nie jest istotne, ile nanogramów metabolitów THC na 1 ml krwi ma we krwi zatrzymany kierowca – czy 200 (ilość występująca krótko po zażyciu) czy 5 – po kilku lub kilkunastu godzinach. I tak można stracić prawo jazdy. Mało tego – teoretycznie nie powinno się prowadzić nawet do kilku miesięcy po zapaleniu, bo tak długo mogą się utrzymywać we krwi metabolity THC.
– To zależy od wielu czynników, przede wszystkim od tego, jak często i od jak dawna dana osoba pali marihuanę. Generalnie metabolity THC utrzymują się w organizmie od trzech dni do trzech miesięcy. W przypadku osoby, która pali kilkanaście lat, może to być nawet kilka miesięcy, zaś u takiej, która popala sporadycznie, może nie być śladów nawet na drugi dzień – mówi rzecznik Wolnych Konopi.
Obecność THC w organizmie nie jest zatem równoznaczna z pozostawaniem pod wpływem, choć w prawo tego nie precyzuje. Boleśnie przekonał się o tym Jakub Gajewski, który stracił prawo jazdy właśnie dlatego, że test wykrył w jego organizmie niewielką ilość THC. – Zabrano mi prawo jazdy, miałem 16 nanogramów thc we krwi – po tym, jak paliłem poprzedniego dnia. W polskim prawie nie ma różnicy, czy paliłeś tydzień temu czy jesteś po użyciu – traktuje cię tak samo. To absurd – mówi Gajewski.
Kolektury nie otworzysz
Z opinią, że tych absurdów u nas za dużo, zgadza się Maciej Kowalski. – Ostatnio zgłosił się do mnie człowiek, który nie może otworzyć kolektury Lotto, ponieważ kiedyś palił marihuanę – jest karany, został skazany za posiadanie 0,4 g marihuany, i w związku z tym nie może otworzyć punktu – mówi.
Organizacja Wolne Konopie szacuje, że z Polsce jest około miliona osób, które posiadają THC w organizmie. To milion osób, które nie oddadzą krwi i szpiku. Milion, który w świetle polskiego prawa nie powinien jeździć samochodem. I potencjalny milion, który prawdopodobnie nigdy nie otworzy kolektury.