Od początku. Jestem matką dwójki dzieci w szkole podstawowej, od co najmniej pięciu lat obserwuję polską szkołę. Jestem psychologiem, który spotyka się z dziećmi i ich rodzicami regularnie (od prawie dziesięciu lat). Jestem też osobą, która szkoli, prowadzi warsztaty, rozmawia. Z dziećmi, nauczycielami i rodzicami, z innymi psychologami. Słyszę coraz częściej „Dzieci są coraz trudniejsze“ (używają słowa trudne zamiast niewychowane, rozwydrzone, aroganckie - aby nie narazić się któremuś rodzicowi za zbyt oceniająca postawę), „Boję się zebrań“ (czytaj boją się rodziców, którzy atakują ich na każdym kroku), „Coraz częściej chciałabym zrezygnować“, „Zastanawiam się, po co wybrałam ten zawód“.
I nie mówią tego nauczyciele, którzy wypalenie zawodowe czują od momentu podjęcia pracy. Mówią to fajni ludzie, z większym lub mniejszym doświadczeniem, ze szkół prywatnych lub państwowych, szkolący się nieustająco na dodatkowych kursach, przychodzący do mnie na warsztat nie po pieczątkę, ale po to, by czegoś się nauczyć (w godzinach wolnych od pracy! ). A ja mam często wrażenie, że przychodzą, by porozmawiać.
O tym, jak są rozczarowani. Jak się boją. Jak nigdzie nie czują wsparcia. Jak się po nich „jedzie“.
Pani Ania, nauczyciel wychowania początkowego, około trzydziestki, ten typ, który przemierza korytarz wlokąc za sobą przyklejone pierwszaki. Ciepła, serdeczna, kochana. „Miałam problem z dyscypliną, bo dzieci były niezwykle aktywne, hałaśliwe, to duża klasa, więc trudno było utrzymać uwagę. Wymyśliłam, że będę w nich rzucać papierowy samolocik, gdy któreś będzie mi szczególnie przeszkadzać. Najbardziej dokuczał jeden nadpobudliwy chłopiec, więc najczęściej dostawał ode mnie samolocik.
Po tygodniu zostałam zaatakowana przez jego mamę, że stosuję przemoc. Dziecko ma nadwrażliwość sensoryczną i takie „uderzenie“ samolotem go boli. Nadwrażliwości tej nie można było dostrzec w żadnej innej sytuacji. Pani rozpętała taką awanturę, że zostałam zaatakowana na zebraniu, po którym wycofałam swoją głupią metodę“.
Pani Dorota, wychowawca klas 4-6 szkoły podstawowej
„Od początku czwartej klasy przeszkadzała na lekcjach jedna z dziewczynek. Rozśmieszała klasę, skakała po ławkach, rzucała brzydkie słowa. Poprosiłam na lekcji wychowawczej, by dzieci, którym jej zachowanie przeszkadza powiedziały jej o tym w ten sposób „Nie lubię, gdy skaczesz po ławce, bo... Szczególnie zwróciłam uwagę na to, by nie używać w komunikacie oceny jej osoby tylko konkretnego zachowania. Po tej lekcji Mama dziewczynki przyniosła zaświadczenie od psychologa, że wskutek mojej interwencji dziewczynka nabawiła się fobii szkolnej i nie chce chodzić do szkoły. Czy to naprawdę moja wina?".
Pani Karolina, wychowawca klasy 1-2 gimnazjum
"Rok temu oddałam swoją najtrudniejszą klasę. Powiem szczerze, z ulgą. Nawet nie miałam ochoty przyjąć na koniec od nich kwiatów i upominku, bo tak byłam wykończona. Zresztą prezent wręczała mi grupa osób, których rodzice byli dla mnie okropni. Wiem, nie ich wina, ale jak nie przenosić niechęci na nich? Zaczęło się od tego, że jeden z uczniów na prowadzonej przeze mnie lekcji francuskiego bez przerwy wyśmiewał się z mojego akcentu. Nie byłam we Francji, fakt, więc nie mówię może pięknie. A jego rodzice znali płynnie francuski i rzeczywiście chłopiec miał ładniejszą wymowę.
Poproszona przeze mnie matka odpowiedziała, że kaleczę język i powinnam najpierw wyjechać zagranicę, a potem zabierać się za uczenie."
Pani Natalia, także wychowawcza klasy licealnej, nauczyciel WOS-u dodaje „U mnie jeden z chłopców wstał i powiedział „Jest Pani debilką, jeśli uważa Pani, że lewica w Polsce miała cokolwiek do powiedzenia". A ja tylko przedstawiłam poglądy prawicy i lewicy po dwóch stronach tabelki. Rodzic poproszony o interwencję, poszedł do Dyrektora ze skargą, że jestem komuchem. A ja nawet nigdy nie głosowałam na lewicę w Polsce“.
To są tylko przykłady. Są nazywane debilkami. Idiotkami. A nawet jeśli nie mówią im tego wprost, to dają do zrozumienia komunikatami w stylu „Mój Tata mówi, że nauczyciele są bardzo niewyedukowani“ albo „Ta szkoła ma fatalny poziom“ albo „Moi rodzice mówią, że zaraz po podstawówce wyjedziemy z tego kraju, bo tu nie ma się gdzie uczyć“.
Fot. Blondinrikard Fröberg / http://bit.ly/1F9Tj4X / CC BY / http://bit.ly/mamadu
Co się stało? Dlaczego? Dokąd nas to zaprowadzi. Ciśnie się na usta. Trochę wiemy, dlaczego.
1)Dzieci wychodzą spod klosza, gdzie Dorosły nie jest autorytetem. Jest kumplem co najwyżej.
2)Dzieci są własnością Rodziców. "Co komu do domu, jak chata nie jego!".
3)Nauczyciele nie są już od wychowywania (no chyba, że coś złego się stanie i trzeba na kogoś zwalić).
4)W mediach sa tylko negatywne pojedyncze przykłady. Przeciętny reprezentant tej grupy zawodowej albo knebluje usta albo przywiązuje do krzesła albo robi musztrę wojskową.
5)Nie pokazujemy wspaniałych postaw nauczycieli, którzy (niejednokrotnie!) wychowują za nas dzieci, dają im ciepło, własną kanapkę, uwagę i wiedzę (brak sensacji się nie sprzedaje).
6)Rodzice mają poczucie winy (bo mało spędzają czasu z dziećmi), więc każda negatywna uwaga ze strony nauczyciela jest tak zagrażająca, że spotyka się z ich agresywną obroną.
7)Rodzice są roszczeniowi, a szkoła jest jak produkt na półce, który można zareklamować i zwrócić do sklepu.
8)Dzieci naśladują postawy rodziców, a więc nauczyciel to ktoś, kto ma ich ZADOWOLIĆ I USATYSFAKCJONOWAĆ.
9)A jak jest słabo, to zawsze można coś nagrać i wysłać do mediów lub wrzucić do Internetu i nauczyciel będzie miał przechlapane.
Nie śmiem się spierać z Ks. J. Tischnerem, który napisał kiedyś „Zawsze uważałem, że pierwszym zadaniem szkoły jest uczyć, nie wychowywać, i spierałem się na ten temat z wieloma nauczycielami. Byłem zdania, że wychowuje się poprzez uczenie. Gdybym miał wybierać między dobrym nauczycielem a dobrym wychowawcą, wybrałbym nauczyciela“. A ja nie. Wiedza jest powszechnie dziś dostępna. Wychowanie zaś na wagę złota. Poza tym nauczyciel, który stworzy dobrą relację (a więc i będzie wychowywał), jest w stanie nauczyć o wiele więcej.
Przypominam sobie obrazek, który kiedyś widziałam w Internecie a propos tego, jak zmieniła się szkoła. Dawniej rodzice byli w sojuszu z nauczycielami, dziś są przeciwko nim. Nauczyciel nie jest dla NIKOGO autorytetem.
Więc powiem raz jeszcze: Współczuję Wam nauczyciele. I jest mi smutno. Bo zawód, który uprawiacie jest jednym z najpiękniejszych i najważniejszych, zarówno z punktu widzenia naszego własnego dziecka, jak i pokolenia, która rośnie, a więc i społeczeństwa oraz naszego kraju.Fot. Screen z portalu Celebixy / http://bit.ly/1CA22x0
Jak bym chciała, aby było? Na koniec film, który to oddaje (jest to stara kampania reklamowa Hallmark).
PS. Dziś znowu doniesienia z przedszkola we Wrocławiu, gdzie nauczycielki przywiązywały do krzesła dzieci. Nic tego nie tłumaczy, wiem. Ale w KAŻDYM zawodzie są osoby, którego tego danego zawodu nie powinny wykonywać.
PSS. Nauczyciele, Rodzice piszcie o swoich doświadczeniach na skrzynkę kontakt@mamadu.pl. Zróbmy razem akcję "Nauczyciel. Powrót Autorytetu".