Zaledwie w ciągu 12 miesięcy o blisko 20 proc. wzrosła liczba Holendrów, którzy zostali uśmierceni wskutek eutanazji bądź jej odmiany, jaką jest wspomagane samobójstwo. Tylko w minionym roku oficjalnie zgłoszono w tym kraju 3,7 tys. przypadków eutanazji. Drugie tyle chorych umiera w wyniku wspomaganego samobójstwa i tzw. sedacji terminalnej.
W roku 2011 odnotowano aż 3695 przypadków eutanazji, co oznacza wzrost o 18 proc. w stosunku do roku poprzedniego i niemal 50-procentowy wzrost w przedziale pięciu lat. Z najnowszego raportu, którego wyniki przybliża portal BioEdge, wynika również, że w tym czasie nastąpił niemal siedmiokrotny wzrost liczby eutanazji przeprowadzanych na pacjentach z zaburzeniami psychicznymi.
Z dwóch takich przypadków odnotowanych w 2010 r. liczba ta w roku następnym wzrosła do 13. Procedurze tej znacznie częściej poddawani są chorzy z demencją, w 2011 r. 49 takich osób.
Przedstawiciele organizacji broniących prawa człowieka do naturalnej śmierci zastrzegają, że Holandia de facto nie prowadzi szczegółowego monitoringu w obszarze eutanazji i wspomaganego samobójstwa. To zaś oznacza, że przytoczone statystyki – choć przerażające – są zapewne znacznie zaniżone.
Jak podkreśla dr Bernard Lo z USA w rozmowie z prestiżowym czasopismem naukowym „The Lancet”, około 20 proc. przypadków eutanazji w ogóle nie jest odnotowywanych. Także Alex Schadenberg z Eutanashia Prevention Coalition (Koalicja na rzecz Przeciwdziałania Eutanazji) twierdzi, że procedura ta jest w Holandii poza kontrolą.
Schadenberg przywołuje badania dowodzące, że nawet 23 proc. eutanazji nie jest przez holenderskich lekarzy ujmowanych w raportach (m.in. gdy są przeprowadzane bez wyraźnej zgody pacjenta czy też gdy dochodzi do uśmiercania dzieci niepełnosprawnych).
Według BioEdge, miejscowe statystyki nie obejmują także wspomaganych zabójstw oraz tzw. powolnej eutanazji, które stanowią znaczny odsetek zgonów. Gdyby więc do oficjalnych statystyk z 2011 roku doliczyć owe brakujące 23 proc., wyszłoby, że faktycznie przeprowadzono w Holandii około 4,5 tys. eutanazji.
Znamienne, że pięć regionalnych komitetów powołanych do kontrolowania zasadności przeprowadzenia przez lekarzy eutanazji systematycznie zalega ze sprawozdaniami w tej sprawie. W ten sposób z ustawowych 42 dni, w czasie których ma być wydana decyzja w sprawie legalności przeprowadzenia przez lekarza eutanazji w danym przypadku, czas ten wydłuża się nawet do 175 dni (średnia krajowa to 111 dni).
Wspomniane komitety nie zajmują się jednak przypadkami lekarzy, którzy nie deklarują eutanazji. Ci zaś znaleźli sposób, aby obejść przepisy. Decydują mianowicie o stosowaniu tzw. sedacji terminalnej, co polega na podawaniu pacjentowi podwyższonej dawki morfiny, a następnie zaprzestaniu odżywiania go. W ten sposób po kilku dniach chory umiera z głodu lub odwodnienia, a ponieważ jest odurzony narkotykami, nie jest w stanie nic zasygnalizować. Przy tego typu działaniu personel medyczny nie musi wypełniać wielu formalności, które są oficjalnie wymagane przy eutanazji.
Według statystyk holenderskiego ministerstwa zdrowia, eutanazji co najmniej raz w życiu dokonało w Holandii 81 proc. lekarzy pierwszego kontaktu.