|
|
|
|
Bo jest zupełnie odwrotnie - mówi ks. Alfred Wierzbicki, filozof z KUL |
|
|
Konwencja może pomóc w uzdrowieniu rodziny
ROZMAWIAŁA AGNIESZKA KUBLIK16.03.2015 01:00
Najbardziej niebezpieczne jest posługiwanie się hasłami, że konwencja to koniec cywilizacji chrześcijańskiej, zdrada katolicyzmu, niszczenie polskiej rodziny. Bo jest zupełnie odwrotnie - mówi ks. Alfred Wierzbicki, filozof z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskie
Jak to? Kobiety w Kościele katolickim pełnią tylko funkcję usługową. Kościół nie godzi się na ich święcenia, bo Bóg powołał je do pełnienia innych, gorszych ról.
- Tak, jestem tego zdania, że rola kobiety w Kościele jest ograniczona. Ale papież Franciszek, zresztą nie tylko on, bardzo zdecydowanie próbuje otworzyć przestrzeń dla kobiet w Kościele. Już w tej chwili w kilku komisjach papieskich jest znacznie więcej kobiet aniżeli wcześniej. Jan Paweł II powoływał również kobiety, ale jeszcze nie tak śmiało jak Franciszek. Zarzut, że Kościół nie traktuje kobiet i mężczyzn jako równych w swojej godności, może wynikać tylko z nieznajomości nauczania kościelnego.
Instytut Wymiaru Sprawiedliwości podaje, że w wyniku przemocy domowej co roku ginie w Polsce około 150 kobiet, przemocy fizycznej lub seksualnej doświadcza nawet do miliona Polek. Przeciwnicy konwencji mówią, że do walki z taką przemocą wystarczą przepisy, które już są.
- Dane są rzeczywiście alarmujące. Siłą konwencji jest to, że jest to dokument Rady Europy, czyli to są działania wspólne. Konwencja nie stoi w sprzeczności z żadnym z obowiązujących w Polsce praw, a może je tylko wzmocnić. Nie widzę tu więc konfliktu.
Konwencja zaleca np. uruchomienie telefonu zaufania. Kiedy byłem młodym księdzem, trzydzieści lat temu, w Lublinie istniał już duszpasterski telefon zaufania, wiele rozmów dotyczyło przemocy domowej właśnie. Byli też psychologowie, prawnicy, inni duchowni. Ale w latach 90. przestał istnieć. Zamiast przeciwstawiać się konwencji, należy rozwijać własne instytucje. Akurat Kościół ma spory wkład w tej dziedzinie, zakładał i nadal prowadzi domy samotnej matki. Kościół, organizacje pozarządowe powinny współdziałać na miarę swoich możliwości.
Konwencja powoduje, że to państwo bierze na siebie zobowiązania przeciwdziałania przemocy. Zobowiązanie ze strony państwa do przeciwdziałania przemocy uważam za wielki krok cywilizacyjny, a nie jakieś działanie antycywilizacyjne, jak niektórzy twierdzą.
Obawy przeciwników konwencji wynikają ze stereotypów.
- I z lęków. I w grę wchodzą motywy polityczne. Tak się u nas dzieje, że sprawy aksjologiczne, które powinny rodzić zgodę, często są politycznie instrumentalizowane. Nie podobają się komuś tylko dlatego, że przeciwnik polityczny je popiera.
I dlatego przeciwnicy atakują, że decyzja prezydenta Komorowskiego w tej sprawie pokaże, "czy naprawdę jest katolikiem, czy tylko wyciera sobie katolicyzmem gębę".
- Po pierwsze, to uproszczone rozumienie katolicyzmu. Po drugie, trzeba mieć naprawdę wiele tupetu, żeby w ten sposób kogokolwiek oceniać. Uważam to za niedobre dla relacji Kościół - państwo, jeżeli się w ten sposób piętnuje i pod takim pręgierzem stawia prezydenta.
Dyskusja wokół konwencji potwierdziła jej znaczenie: pokazała, jak silne są stereotypy, z którymi konwencja walczy.
- To prawda. Żeby tylko można było o tym rozmawiać. Najbardziej niebezpieczne jest posługiwanie się hasłami, że to koniec cywilizacji chrześcijańskiej, zdrada katolicyzmu, niszczenie polskiej rodziny. Bo jest zupełnie odwrotnie. Konwencja może pomóc w uzdrowieniu rodziny. I to jest w niej pozytywne.
Gdybyśmy na konwencję patrzyli mniej poprzez stereotypy i lęki kulturowe, co zaciemnia naszą wizję, a więcej czerpali z chrześcijańskiej antropologii i aksjologii, którą chrześcijaństwo lansuje, tobyśmy z radością witali konwencję.
Prezydent podpisał... co dalej z konwencją antyprzemocową?
Bronisław Komorowski poinformował, że podpisał ustawę upoważniającą go do ratyfikacji konwencji antyprzemocowej. Zapowiedział też, że niezwłocznie ratyfikuje samą konwencję po przesłaniu odpowiednich dokumentów przez rząd.
O swojej decyzji Komorowski poinformował w sobotę w Poznaniu. Stwierdził, że "prezydent często musi podejmować decyzje niezależnie od tego, czy jest to korzystne czy niekorzystne politycznie". Powiedział to w kontekście kampanii wyborczej.
Konwencja "O zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej" została przyjęta przez Radę Europy w Stambule w maju 2011 roku. Podpisało ją 36 krajów, ratyfikowało do tej pory 16. Zakłada zobowiązanie państwa do wszechstronnej pomocy ofiarom przemocy domowej, m.in. poprzez ściganie jej przypadków z urzędu, wprowadzenie zasad izolacji sprawców, tworzenie dokumentacji tego rodzaju przestępstw. Wprowadza system monitoringu oraz nakazuje działalność edukacyjną. Dotyczy ona czasów pokoju i wojny, a jako ofiarę definiuje byłe i obecne żony, ale także partnerki.
O konwencji krytycznie wyraża się Kościół. Chodzi szczególnie o art. 12, w którym zakłada się wykorzenianie zasady niższości kobiet wynikające z tradycji i zwyczajów uznających "stereotypową rolę kobiet i mężczyzn". To według niektórych biskupów jest promocją genderyzmu.
Przeciwko podpisaniu konwencji opowiedziały się partie prawicowe oraz niektórzy prawnicy. Według PiS konwencja godzi w podstawy naszej cywilizacji.
Jak powiedział prezydent, podpisanie ustawy nie oznacza podpisania samej konwencji. Stwierdził, że obecnie w Kancelarii Prezydenta prowadzony jest proces analizy skutków konwencji dla polskiego systemu prawnego oraz zgodności z konstytucją. Dlatego, jak wskazał, gdy otrzyma odpowiednie dokumenty rządowe, będzie "stosunkowo szybko" gotowy do podpisania samej konwencji.
Komorowski zaznaczył, że na razie nie dostrzega "niekonstytucyjności konwencji". Stwierdził też, że według jego wstępnej oceny także wpływ konwencji na polski system prawny "może być raczej pozytywny". Z formalnego punktu widzenia prezydent nie jest obligowany żadnym terminem do podpisania samej konwencji.
Paweł Wroński
|
|
|
|
|
|
|
Wszedłeś do e-Instytutu jako 511332 odwiedzający. Witaj.
copyright by irs
|
|
|
|
|
|
|
|