.
  Kto wywalczył dla Polek konwencję
 

Kto wywalczył dla Polek konwencję antyprzemocową? - Cezary Michalski (Newsweek)

Dodano: 9 lutego 2015

Kto wywalczył dla Polek konwencję antyprzemocową? - Cezary Michalski, Newsweek

Z pozoru odpowiedź na to pytanie jest prosta. Zdecydowały o tym głosy Platformy Obywatelskiej, Twojego Ruchu, SLD, a nawet uciekinierów od Palikota, którzy znaleźli sobie miejsce w konserwatywnym PSL.

 

Jednak Platforma jest tylko pustym naczyniem, w które my – nowe polskie mieszczaństwo – możemy wlewać zarówno nasze konserwatywne lęki, jak też naszą liberalną niecierpliwość. Naszą tęsknotę za Zachodem, za modernizacją, za równością szans i równością traktowania płci, grup społecznych, jednostek, wszelkich „większości” i „mniejszości”. Mogliśmy mieć Platformę Gowina, jednak woleliśmy mieć Platformę Tuska, Halickiego, Grupińskiego..., a dziś Ewy Kopacz.

 

Zachowanie Platformy w sprawie Konwencji cieszy tym bardziej, że dosłownie chwilę wcześniej mieliśmy krok w zupełnie innym kierunku. Gigantyczny awans, bezpośrednio przy pani premier, jednego platformerskiego konserwatysty (Vincent Rostowski) i jednego przetransferowanego prawicowca (Michał Kamiński). Jak się jednak okazuje, być może właśnie dzięki temu awansowi Rostowski przynajmniej gustownie nie wziął udziału w głosowaniu nad ratyfikacją konwencji antyprzemocowej, której był zaciętym wrogiem. Podobnie zresztą, jak nie wzięła w tym głosowaniu udziału Julia Pitera. A inna czołowa katolicka konserwatystka PO, Elżbieta Radziszewska, zagłosowała za ratyfikacją, co jest ewidentnym sukcesem pani premier i dowodem na posiadanie przez nią zdolności przekonywania, jak się okazuje nie mniejszej niż ta, jaką w stosunku do różnych frakcji Platformy miał Donald Tusk.

 

Platforma jest pustym naczyniem, w które my możemy wlać Gowinowy konserwatyzm i możemy wlać liberalizm (względny, czasami oportunistycznie ostrożny, ale jednak...).

Ale fakt, że Michał Kamiński (wędrujący przez całe swoje życie w stronę liberalnego centrum od NOP-u, od dziękczynnej wizyty u Pinocheta, od posmoleńskiej kampanii prezydenckiej Kaczyńskiego i od euroseptycyzmu „brukselskiego Torysa”) będzie teraz, z właściwym sobie PR-owym profesjonalizmem i bezwzględnością bronić konwencji antyprzemocowej przed biskupami, przed prawicową opozycją i prawicowymi mediami - to chichot historii, do którego ja sam się przyłączam, by tym razem jest to chichot optymistyczny.

 


Zatem Platforma jest pustym naczyniem, w które my możemy wlać Gowinowy konserwatyzm i możemy wlać liberalizm (względny, czasami oportunistycznie ostrożny, ale jednak...) Tuska, Halickiego i – jak się po raz kolejny właśnie okazało – także Ewy Kopacz. Z kolei lewica? Jej głosy za ratyfikacją bardzo się przydały, żeby zrównoważyć sprzeciw znacznej części koalicyjnego PSL. Nawet nie fanatycznie tradycjonalistycznego, ale raczej oportunistycznego wobec wiejskich proboszczów, których mistrzami duchowymi są czasami nawet nie polscy biskupi, ale ks. Oko i ojciec Rydzyk. Głosy lewicy były ważne, bo w przyszłym Sejmie może tych głosów zabraknąć, mogą w nim pozostać tylko PO, PiS i PSL. Właśnie dlatego rozstrzygające było to, aby nad ratyfikacją konwencji antyprzemocowej zagłosował jeszcze ten Sejm.

 

Zobacz też reakcję prawicy na uchwalenie konwencji

 

Jednak nie można powiedzieć, że PO poparło konwencję pod naciskiem lewicy albo lewicy się bojąc. Kiedyś Tusk bał się lewicy, ale to było bardzo dawno temu. Gdzieś około 2011 roku, kiedy Palikot zdobył swoje blisko 11 procent, a spodziewany „powrót Kwaśniewskiego” spędzał sen z oczu PR-owcom Platformy. Wówczas PO „kupowało” - za miejsca w rządzie, za miejsca na listach albo za bardziej subtelne poparcie – Arłukowicza, Rosatiego, Borowskiego, Piniora..., żeby zabezpieczyć „lewą flankę” przed spodziewanym atakiem.

 

Dziś lewica nie jest dla nikogo groźna, za żadną ważną sprawą nie potrafi skutecznie lobbować, bo walczy o przeżycie, a nie o władzę, nawet nie o udział we władzy. W dodatku o przeżycie walczy wyłącznie pomiędzy sobą. Wojna pomiędzy Ogórek, Palikotem, Grodzką i być może Kaliszem na czele własnego monumentalnego stowarzyszenia „Dom wszystkich Polska” - będzie twarda i wyniszczająca. Ale wyniszczająca wyłącznie samą lewicę. To będzie jeszcze jedna zmarnowana kampania. Zmarnowana nie tylko dla lewicy, ale także dla liberalnego centrum. Dla wszystkiego, co znajduje się dziś w Polsce na lewo od miłościwie nam od roku 2005 panującego PO-PiS-u.

 

Dziś lewica nie jest dla nikogo groźna, za żadną ważną sprawą nie potrafi skutecznie lobbować, bo walczy o przeżycie, a nie o władzę, nawet nie o udział we władzy.

Zatem jeśli nie „puste naczynie” PO i jeśli nie lewica, kto był w takim razie efektywnym lobbystą, którego działania przesądziły o przyjęciu przez Polskę konwencji, której regulacje przełożą się na lepszą ochronę polskich kobiet przed codzienną przemocą? Można wskazać tylko jeden taki podmiot, jedną taką organizację. To Kongres Kobiet i jego żmudny, długotrwały, nieefektowny, często cichy lobbing. Cichy, bo Kongres nie chciał swoim zbyt głośnym wsparciem „kompromitować” działaczek PO czy PSL w ich często konserwatywnym politycznym otoczeniu.

 

Kongres Kobiet to specyficzna koalicja wbrew naturze. Radykalne feministki, krzywiąc się, ale jednak, współpracują tam z konserwatywnymi biznes women, a nawet z co bardziej niepokornymi działaczkami katolickimi. Z kolei wolnorynkowe biznes women, krzywiąc się, współpracują z „socjalistkami” opowiadającymi się za większą redystrybucją i równością ekonomiczną. Przychodzącymi ze środowiska feministycznych, z Zielonych, a nawet ze związków zawodowych działających w zawodach szczególnie sfeminizowanych, takich jak np. pielęgniarki.

 

 

 

W Kongresie Kobiet uciera się od dawna kompromis, którego w polskiej męskiej polityce coraz bardziej brak. Pomiędzy konserwatywną ostrożnością, a liberalną i lewicową niecierpliwością. Pomiędzy egoizmem „tych, którym się powiodło”, a roszczeniami „ofiar polskiej transformacji”.

 

Ten kompromis tak naprawdę odzwierciedla stan ducha całego nowego polskiego mieszczaństwa, niezależnie od płci. Ten kompromis jest na lewo, czy raczej bardziej w kierunku centrum, niż prawicowy i konserwatywny przechył PO-PiS-u. Właśnie dzięki temu, że Kongres Kobiet znalazł sposób, aby tym kompromisem zarządzać, aby w jego imię skutecznie lobbować w szeregach Platformy, to właśnie on stał się dzisiaj jedyną strukturą, która może „napełnić puste naczynie PO”. Przesunąć Platformę ponownie w stronę liberalnego centrum, czyli do miejsca, w którym kiedyś ta partia się narodziła.

(źródło: polska.newsweek.pl)

w: http://www.kongreskobiet.pl/pl-PL/news/show/kto_wywalczyl_dla_polek_konwencje_antyprzemocowa_-_cezary_michalski_newsweek

 
  Wszedłeś do e-Instytutu jako 442043 odwiedzający. Witaj. copyright by irs  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja