Do kościoła chodzę rzadko. Bardziej jako osoba towarzysząca, niż wierząca. Jeden zacny Dominikanin uznał, że z moim podejściem do wiary i duchowości w ogóle, mieszczę się w kategorii "katolik", który może uczestniczyć w sakramencie małżeństwa mimo, iż nie byłem bierzmowany. Jakoś nie bardzo miałem ochotę uczestniczyć w przygotowaniach do tego sakramentu prowadzonych przez księdza, który miał zwyczaj bić nas za wykroczenia rózgą z włókna szklanego. Teraz myślę sobie, że to był tylko pretekst. Nie jestem żadnym wojującym antyklerykałem, widzę sporo dobrych rzeczy płynących ze strony wartości reprezentowanych przez Kościół. Wiele też mi się nie podoba. Słowem - w moim życiu są momenty, kiedy mi do Kościoła bliżej i takie, gdzie dzielą mnie od niego lata świetlne.
W czasie kolędy u rodziców, ksiądz usłyszawszy, że ma pokoju troje psychologów nawiązał do tego podpytując, co my sądzimy o tym "genderze" jako specjaliści od ludzi. Nie próbował indoktrynować, tylko słuchał. Chyba tylko ta postawa spowodowała, że ja również mocno dobierałem słowa. Generalnie uważam, że jeśli jest szansa, to lepiej rozmawiać niż się atakować.
Ciekawy jestem, czy to takie zarządzenie, by w czasie kolędy nawiązywać do tematu, czy ksiądz wywołał go z "potrzeby serca". Okaże się pojutrze. Przy czym ja nie będę już chciał rozmawiać o genderze ("gdzie był jak Rohan go potrzebował?
"). Płeć kulturowa to zjawisko występujące od zawsze. Tak jak ja to rozumiem, pod tym słowem mieści się także interdyscyplinarna gałąź nauki. To tak, jakby mieć jakiś bardzo emocjonalny stosunek do składu atmosfery, kwasu DNA albo innych fenomenów naukowych. Nie mam. Inną sprawą jest to, że w większości nie podoba mi się i uważam za co najmniej dwuznaczne to, co wyczyniają moje "koleżanki i koledzy" próbując zmieniać świat z genderem na ustach. O tym jednak nie będę chciał rozmawiać.
Bardziej interesuje mnie to, po co Kościołowi w Polsce wróg? Czy wspólnota do której należy "większość", potrzebuje zwierać swoje szeregi posługując się pojęciem, które brzmi obco, kojarzy się z "pedałami" (innym wrogiem) i nikt z niego nic nie rozumie? Jakiego rodzaju strach przed światem ukrywa się pod tym pojęciem?
Nie piszę tego z pozycji chłodnego zewnętrznego obserwatora. Jestem osobą poszukującą na swój sposób duchowej drogi. Niezbyt interesują mnie różnego rodzaju kulturowe przeszczepy oderwane od "naszej" cywilizacji. Nie mam zamiaru nikogo urażać - po prostu jakoś tak intuicyjnie wydaje mi się, że bycie na przykład buddystą w kraju nad Wisłą bez całego kontekstu tamtejszej kultury, przypomina bardziej zakupy różnego rodzaju umundurowania, sprzętu wojskowego, niż autentyczne "bycie żołnierzem". Dla mnie zmagania duchowe, wiara, to sprawa odnajdywania się bądź nie w Kościele Katolickim.
Dlatego boli mnie to, co Kościół w Polsce "odstawia" przy okazji genderu. Najbardziej chyba to, że z własnej woli za żadne skarby nie będę chciał uczestniczyć w życiu wspólnoty, która do istnienia potrzebuje wroga. Nieważne jakiego. Jest to bardzo prymitywny sposób budowania jakiegoś "my". Jak się zacznie w ten sposób, później trzeba ciągle tego wroga szukać. Na zewnątrz, wewnątrz. Nie tylko gendera, ale i "ukrytą opcje genderowską". I tak dalej. Ten sposób prowadzi do krzywdzenia wielu. Budzi to moje obrzydzenie i sprzeciw.
Dyskutując z moimi przyjaciółmi słyszałem czasami argument, żeby na to nie patrzeć i "robić swoje". O ile jednak dobrze rozumiem, to Kościół jest między innymi "święty" i "apostolski". Wspólnota ma znaczenie nie tylko "organizacyjne", ale i duchowe. To ja się pytam co świętego jest w straszeniu, poszukiwaniu wroga i wzbudzaniu nienawiści? I to chwilę po tym, jak media zaczęły głośno mówić o pedofilii w Kościele? Bardzo niskiego lotu "chłit marketingowy". Nie potrafię na to patrzeć w kategoriach "dobry kościół na dole, źli przywódcy na górze". Dlatego, że liderzy zwykle oddają to, co jest "na dole". Bo są przywódcami.
Cała ta sprawa powoduje, że w tym momencie Kościół Katolicki w Polsce wydaje się być dla mnie "bardzo odległą galaktyką". A szkoda, naprawdę.
Pojutrze się przekonamy, o czym ksiądz będzie chciał rozmawiać. Dam znać.