ostatnia aktualizacja 2014-01-09 07:12:26
,- Małopolskie przedszkola są zainfekowane i zdeprawowane ideologią gender - ogłosiła Beata Kempa (SP). Sprawdzam. Oprócz demagogicznych haseł nie podała żadnych szczegółów
W ramach owej "deprawacji" maluchy z przedszkoli w Leśnicy i Nowej Białej mają... tyle samo autek, co lal.
"Ta ideologia działa jak mafia, w sposób zorganizowany. Podstępnie wchodzi do przedszkoli. Około 83 przedszkoli, głównie w Małopolsce, jest zainfekowanych zajęciami z tejże ideologii. Zarabiając pieniądze z Unii Europejskiej, deprawują nam dzieci. Oświadczam, że powiemy: dość tego!" - postraszyła Kempa w programie "Tomasz Lis na żywo" w TVP (z 30 grudnia). I ogłosiła, że powoła zespół parlamentarny pod hasłem: "Stop ideologii gender".
Zespół powstał wczoraj - zapisało się 16 parlamentarzystów. Wszyscy z Solidarnej Polski.
Skąd Kempa ma wiedzę o "deprawującej infekcji gender", która ma panować w małopolskich przedszkolach? Pytam. Kempa mówi, że informacje te "zbierali dla niej jej asystenci". Obiecała, że porozmawia z nimi na ten temat, i poprosiła o telefon za kilka godzin.
Dzwonimy. Kempa: - Przedszkole Pozytywka z Krakowa opowiada maluchom bajki o królewiczu, który zamiast w królewnie zakochał się w księciu - informuje Beata Kempa.
Problem w tym, że w Krakowie nie ma przedszkola Pozytywka. Jest za to klub pod tą nazwą, który zorganizował dla rodziców i dzieci z całego miasta warsztaty, tyle że nie o gender, lecz o dyskryminacji. Wśród krakowian odbiły się głośnym echem, ale większość zdołała już o nich zapomnieć, bo miały miejsce... cztery lata temu.
Gdy jej o tym mówimy, posłanka i tak jest przekonana, że gender deprawuje dzieci w kilkudziesięciu małopolskich przedszkolach. Ponieważ tyle - dokładnie 66 - działa za pieniądze z Europejskiego Funduszu Społecznego. Od 2010 r. wszystkie instytucje, które się o nie ubiegają, muszą zadeklarować, że będą realizować zasadę równości szans i płci.
W związku z tym - według wielu osób zabierających głos w temacie powstałych za unijne pieniądze przedszkoli - obowiązkowo muszą odbywać się zajęcia równościowe. Europosłanka Joanna Senyszyn z SLD domaga się nawet kontroli unijnych przedszkoli - z kolei głównie katolickich - pod tym kątem.
A jaka jest rzeczywistość? Przedszkola te nie są zobowiązane do prowadzenia dla dzieci równościowych zajęć.
- Gminy czy osoby prywatne, które je zakładają, same deklarują, w jaki sposób będą w nich prowadziły politykę równościową. Mogą np. szkolić w zakresie równości szans kadrę, mogą zadeklarować równościowe zarządzanie swoim projektem. A wcale nie muszą od razu wchodzić w genderowe zajęcia - informuje Michał Mączka z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Krakowie.
WUP nie ma danych, ile małopolskich przedszkoli, i czy w ogóle je organizują. Unia nie wskazuje, kto powinien prowadzić takie zajęcia ani z jakich programów korzystać. Te decyzje należą do dyrektorów placówek - informuje z kolei Ministerstwo Edukacji Narodowej. Tzw. unijne przedszkola powstają najczęściej w małych wioskach. Ile przedszkolanek stamtąd może prowadzić na własną rękę genderowe lekcje?
Iwona Michór wraz z koleżanką prowadzi dwa przedszkola za unijne pieniądze. Jedno w Leśnicy, drugie w Nowej Białej.
Jak realizuje w nich zasadę równości szans i płci? W przedszkolach jest dokładnie tyle samo autek, co lal.
Zastanawia się, o co ta cała "afera z gender", skoro tak naprawdę chodzi o uzmysłowienie przedszkolakom, że dziewczynki mogą wykonywać takie same zawody jak chłopcy, a chłopcy jak dziewczynki. A może w ogóle nie trzeba im tego specjalnie uzmysławiać, bo przecież dziś żadne dziecko nie dziwi się, gdy widzi panią kierującą autobusem?
O gender w przedszkolach zrobiło się głośno po tym, gdy równościowe wychowanie zaczęły wprowadzać rybnickie przedszkolanki. Dzieci ubierały misie w szyte przez siebie ubranka, w tym sukienki, a nauczycielki opowiadały im, że Szkoci chodzą w spódnicach. "Ty też możesz chodzić w spódnicy" - miał powiedzieć wychowanek przedszkola do taty.
I rozpętało się piekło. Rodzice zaczęli przepisywać dzieci do innych grup.
Z krytyką spotkał się też podręcznik dla nauczycieli "Jak stosować zasadę równego traktowania kobiet i mężczyzn". Jego krytycy podkreślali, że autorki książki każą się przebierać chłopcom za dziewczynki i odwrotnie.
"To plotka. Nigdy czegoś takiego nie napisałyśmy. Jest tam jedno ćwiczenie, podczas którego dziecko może wybrać, czy chce pokazać postać kobiecą, czy męską, a reszta zgaduje, kto to. Słowo "gender" odnosi się do oczekiwań, wymagań, nakazów i zakazów, które kultura formułuje wobec osób różnej płci. My proponujemy, aby świadomie o tym mówić. Jeśli nie zwraca się na to uwagi, to daje się dzieciom ten tradycyjny przekaz, że dziewczynki mają być ładne, grzeczne i posłuszne, a chłopcy silni i mają nie okazywać emocji - tłumaczyła w Polskim Radiu jedna ze współautorek poradnika Anna Dzierzgowska.
Beata Kempa w TVP powtarzała za ks. Dariuszem Oko, że "celem gender jest seksualizacja dzieci i młodzieży oraz osłabienie rodziny". "Może sobie pan ubrać sukienkę i pończoszki, tylko ręce precz od naszych dzieci" - mówiła do goszczącego również w audycji prof. Jana Hartmana. Zaapelowała też do rodziców i dziadków, by skontrolowali, co dzieje się w przedszkolach.
Choć te małopolskie martwią posłankę szczególnie, do tamtejszego kuratorium oświaty do tej pory nie wpłynęła żadna skarga na prowadzone w nich zajęcia. Rzecznik kuratorium Artur Pasek przyznaje, że nie wie, czy w ogóle w którymś zajęcia równościowe dla dzieci są realizowane. - Jeśli są, to najprawdopodobniej nie budzą żadnych sprzeciwów czy emocji. Inaczej byśmy o tym słyszeli - mówi Pasek.
Tzw. unijne przedszkola działają od 2008 r. EFS finansuje je w 85 proc. (do tej pory było to ok. 700 tys. zł na projekt), 15 proc. daje zakładająca je gmina lub prywatny właściciel. Dla rodziców są całkowicie bezpłatne. Ok. 40 proc. z nich upada po zakończeniu projektu. W Małopolsce obecnie jest w nich 6 tys. dzieci, w tym 90 proc. z obszarów wiejskich.
Jak są kontrolowane z realizacji zasady równości, którą zadeklarowały w projekcie? Mączka: - Składając u nas wnioski rozliczeniowe, muszą dokładnie opisać, jak realizują każde zadanie, którego się podjęły. Fikcja na papierze? Nie zakładamy, że nasi beneficjenci nas oszukują.
Radom ostrzega przed gender
Ryszard Fałek, wiceprezydent Radomia, wybrany do rady miasta z listy PiS, wysłał do szkół list ostrzegawczy. Powołuje się na apel Episkopatu „do rodzin chrześcijańskich, do przedstawicieli ruchów religijnych i stowarzyszeń kościelnych oraz wszystkich ludzi dobrej woli, aby odważnie podejmowali działania, które będą służyć upowszechnianiu prawdy o małżeństwie i rodzinie”. I apeluje do dyrektorów, wychowawców, pedagogów „o szczególną wrażliwości i odpowiedzialność w zakresie wprowadzania pilotażowych eksperymentów w zakresie » gender «”.
"Za niedopuszczalne uważam przekazywanie treści mogących stać w sprzeczności z Konstytucją RP, nie mając wcześniej indywidualnej zgody każdego z rodziców". I przytacza fragment konstytucji: "Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami (...)". Czym są "pilotażowe eksperymenty", o jakie "treści" chodzi? Próbowaliśmy o to dopytać, ale nie udało nam się z nim skontaktować.
Dyrektorzy list już odebrali. - Przekażę apel nauczycielom. Nie wprowadzamy uczniom żadnych projektów bez zgody rodziców - podkreśla Bogusz Florczak, dyrektor PSP nr 1 w Radomiu. List został wysłany również do MEN, Mazowieckiego Kuratora Oświaty oraz biskupa radomskiego.
"Ta ideologia działa jak mafia, w sposób zorganizowany. Podstępnie wchodzi do przedszkoli. Około 83 przedszkoli, głównie w Małopolsce, jest zainfekowanych zajęciami z tejże ideologii. Zarabiając pieniądze z Unii Europejskiej, deprawują nam dzieci. Oświadczam, że powiemy: dość tego!" - postraszyła Kempa w programie "Tomasz Lis na żywo" w TVP (z 30 grudnia). I ogłosiła, że powoła zespół parlamentarny pod hasłem: "Stop ideologii gender".
Zespół powstał wczoraj - zapisało się 16 parlamentarzystów. Wszyscy z Solidarnej Polski.
Skąd Kempa ma wiedzę o "deprawującej infekcji gender", która ma panować w małopolskich przedszkolach? Pytam. Kempa mówi, że informacje te "zbierali dla niej jej asystenci". Obiecała, że porozmawia z nimi na ten temat, i poprosiła o telefon za kilka godzin.
Dzwonimy. Kempa: - Przedszkole Pozytywka z Krakowa opowiada maluchom bajki o królewiczu, który zamiast w królewnie zakochał się w księciu - informuje Beata Kempa.
Problem w tym, że w Krakowie nie ma przedszkola Pozytywka. Jest za to klub pod tą nazwą, który zorganizował dla rodziców i dzieci z całego miasta warsztaty, tyle że nie o gender, lecz o dyskryminacji. Wśród krakowian odbiły się głośnym echem, ale większość zdołała już o nich zapomnieć, bo miały miejsce... cztery lata temu.
Gdy jej o tym mówimy, posłanka i tak jest przekonana, że gender deprawuje dzieci w kilkudziesięciu małopolskich przedszkolach. Ponieważ tyle - dokładnie 66 - działa za pieniądze z Europejskiego Funduszu Społecznego. Od 2010 r. wszystkie instytucje, które się o nie ubiegają, muszą zadeklarować, że będą realizować zasadę równości szans i płci.
W związku z tym - według wielu osób zabierających głos w temacie powstałych za unijne pieniądze przedszkoli - obowiązkowo muszą odbywać się zajęcia równościowe. Europosłanka Joanna Senyszyn z SLD domaga się nawet kontroli unijnych przedszkoli - z kolei głównie katolickich - pod tym kątem.
A jaka jest rzeczywistość? Przedszkola te nie są zobowiązane do prowadzenia dla dzieci równościowych zajęć.
- Gminy czy osoby prywatne, które je zakładają, same deklarują, w jaki sposób będą w nich prowadziły politykę równościową. Mogą np. szkolić w zakresie równości szans kadrę, mogą zadeklarować równościowe zarządzanie swoim projektem. A wcale nie muszą od razu wchodzić w genderowe zajęcia - informuje Michał Mączka z Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Krakowie.
WUP nie ma danych, ile małopolskich przedszkoli, i czy w ogóle je organizują. Unia nie wskazuje, kto powinien prowadzić takie zajęcia ani z jakich programów korzystać. Te decyzje należą do dyrektorów placówek - informuje z kolei Ministerstwo Edukacji Narodowej. Tzw. unijne przedszkola powstają najczęściej w małych wioskach. Ile przedszkolanek stamtąd może prowadzić na własną rękę genderowe lekcje?
Iwona Michór wraz z koleżanką prowadzi dwa przedszkola za unijne pieniądze. Jedno w Leśnicy, drugie w Nowej Białej.
Jak realizuje w nich zasadę równości szans i płci? W przedszkolach jest dokładnie tyle samo autek, co lal.
Zastanawia się, o co ta cała "afera z gender", skoro tak naprawdę chodzi o uzmysłowienie przedszkolakom, że dziewczynki mogą wykonywać takie same zawody jak chłopcy, a chłopcy jak dziewczynki. A może w ogóle nie trzeba im tego specjalnie uzmysławiać, bo przecież dziś żadne dziecko nie dziwi się, gdy widzi panią kierującą autobusem?
O gender w przedszkolach zrobiło się głośno po tym, gdy równościowe wychowanie zaczęły wprowadzać rybnickie przedszkolanki. Dzieci ubierały misie w szyte przez siebie ubranka, w tym sukienki, a nauczycielki opowiadały im, że Szkoci chodzą w spódnicach. "Ty też możesz chodzić w spódnicy" - miał powiedzieć wychowanek przedszkola do taty.
I rozpętało się piekło. Rodzice zaczęli przepisywać dzieci do innych grup.
Z krytyką spotkał się też podręcznik dla nauczycieli "Jak stosować zasadę równego traktowania kobiet i mężczyzn". Jego krytycy podkreślali, że autorki książki każą się przebierać chłopcom za dziewczynki i odwrotnie.
"To plotka. Nigdy czegoś takiego nie napisałyśmy. Jest tam jedno ćwiczenie, podczas którego dziecko może wybrać, czy chce pokazać postać kobiecą, czy męską, a reszta zgaduje, kto to. Słowo "gender" odnosi się do oczekiwań, wymagań, nakazów i zakazów, które kultura formułuje wobec osób różnej płci. My proponujemy, aby świadomie o tym mówić. Jeśli nie zwraca się na to uwagi, to daje się dzieciom ten tradycyjny przekaz, że dziewczynki mają być ładne, grzeczne i posłuszne, a chłopcy silni i mają nie okazywać emocji - tłumaczyła w Polskim Radiu jedna ze współautorek poradnika Anna Dzierzgowska.
Beata Kempa w TVP powtarzała za ks. Dariuszem Oko, że "celem gender jest seksualizacja dzieci i młodzieży oraz osłabienie rodziny". "Może sobie pan ubrać sukienkę i pończoszki, tylko ręce precz od naszych dzieci" - mówiła do goszczącego również w audycji prof. Jana Hartmana. Zaapelowała też do rodziców i dziadków, by skontrolowali, co dzieje się w przedszkolach.
Choć te małopolskie martwią posłankę szczególnie, do tamtejszego kuratorium oświaty do tej pory nie wpłynęła żadna skarga na prowadzone w nich zajęcia. Rzecznik kuratorium Artur Pasek przyznaje, że nie wie, czy w ogóle w którymś zajęcia równościowe dla dzieci są realizowane. - Jeśli są, to najprawdopodobniej nie budzą żadnych sprzeciwów czy emocji. Inaczej byśmy o tym słyszeli - mówi Pasek.
Tzw. unijne przedszkola działają od 2008 r. EFS finansuje je w 85 proc. (do tej pory było to ok. 700 tys. zł na projekt), 15 proc. daje zakładająca je gmina lub prywatny właściciel. Dla rodziców są całkowicie bezpłatne. Ok. 40 proc. z nich upada po zakończeniu projektu. W Małopolsce obecnie jest w nich 6 tys. dzieci, w tym 90 proc. z obszarów wiejskich.
Jak są kontrolowane z realizacji zasady równości, którą zadeklarowały w projekcie? Mączka: - Składając u nas wnioski rozliczeniowe, muszą dokładnie opisać, jak realizują każde zadanie, którego się podjęły. Fikcja na papierze? Nie zakładamy, że nasi beneficjenci nas oszukują.
Radom ostrzega przed gender
Ryszard Fałek, wiceprezydent Radomia, wybrany do rady miasta z listy PiS, wysłał do szkół list ostrzegawczy. Powołuje się na apel Episkopatu „do rodzin chrześcijańskich, do przedstawicieli ruchów religijnych i stowarzyszeń kościelnych oraz wszystkich ludzi dobrej woli, aby odważnie podejmowali działania, które będą służyć upowszechnianiu prawdy o małżeństwie i rodzinie”. I apeluje do dyrektorów, wychowawców, pedagogów „o szczególną wrażliwości i odpowiedzialność w zakresie wprowadzania pilotażowych eksperymentów w zakresie » gender «”.
"Za niedopuszczalne uważam przekazywanie treści mogących stać w sprzeczności z Konstytucją RP, nie mając wcześniej indywidualnej zgody każdego z rodziców". I przytacza fragment konstytucji: "Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami (...)". Czym są "pilotażowe eksperymenty", o jakie "treści" chodzi? Próbowaliśmy o to dopytać, ale nie udało nam się z nim skontaktować.
Dyrektorzy list już odebrali. - Przekażę apel nauczycielom. Nie wprowadzamy uczniom żadnych projektów bez zgody rodziców - podkreśla Bogusz Florczak, dyrektor PSP nr 1 w Radomiu. List został wysłany również do MEN, Mazowieckiego Kuratora Oświaty oraz biskupa radomskiego.