Alina Petrowa-Wasilewicz dla Fronda.pl: Konwencja antyprzemocowa chce wyrwania dzieci z tradycyjnej rodziny
„Wdrożenie konwencji antyprzemocowej nie przyczyni się do zmniejszenia poziomu przemocy wobec kobiet. Jest za to pretekstem do narzucenia kolejnej, lewicowej ideologii” – mówi Alina Petrowa-Wasilewicz.
Wdrożenie Konwencji o przeciwdziałaniu przemocy wobec kobiet bynajmniej nie przyczyni się do jej zmniejszenia. Po pierwsze dlatego, że ten dokument nie został przygotowany w Polsce, czyli w kraju, w którym ma obowiązywać, nie uwzględnia więc tutejszych realiów. Ambicją twórców było uwzględnienie „wszystkiego”, np. takich zjawisk jak mordy honorowe. W Polsce jest to absolutna egzotyka, za to w Konwencji nie ma ani słowa o tym, co jest polską specyfiką i co realnie generuje przemoc - w 2/3 przypadków powodem znęcania się i maltretowania jest alkoholizm któregoś z domowników.
Twórcy Konwencji wskazują, że przyczyną przemocy wobec kobiet jest tradycja, kultura, religia, tzw. stereotypy i nie wspominają słowem o pornografii, która odziera kobiety z ludzkiej godności i szacunku i jest jawną zachętą do ich przedmiotowego traktowania.
Ale warto przypomnieć, że w Polsce mamy już jedno prawo antyprzemocowe – ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie z 2005 r. autorstwa SLD nowelizowane później przez koalicją PO-PSL. Po blisko 8 latach jej funkcjonowania NIK przeprowadziła analizę, czy dzięki nowej ustawie ofiary przemocy rzeczywiście są lepiej chronione. Okazało się, że sytuacja ofiar wcale się nie polepszyła. Z związku z tym, że do monitorowania przypadków przemocy domowej powołane zostały tzw. zespoły interdyscyplinarne złożone z różnych specjalistów, w praktyce jest tak, że w chwili gdy dzieje się coś złego, ma reagować zespół interdyscyplinarny, a nie policja. Po nowelizacji w 2010 r. koalicja PO-PSL kurator może swobodnie odbierać dzieci rodzicom. W efekcie w Polsce codziennie odbiera się kilkoro dzieci rodzicom. Poziom przemocy nie osłabł, za to państwo może ingerować w życie rodziny praktycznie bez ograniczeń.
Wracając do Konwencji. Szacuje się, że do jej wdrożenia, a więc powołania, zgodnie z podjętym zobowiązaniem, instytucji monitorujących działanie przyjętej ustawy, trzeba będzie przeznaczyć z budżetu państwa ok. 200 mln zł rocznie. Te pieniądze nie pójdą do domów samotnej matki, do ośrodków świadczących wsparcie ofiarom przemocy domowej, na cele aktywizacji zawodowej czy budowę tanich mieszkań komunalnych, czyli tam gdzie pomoc byłaby najbardziej potrzebna. Pieniądze pójdą na rozbudowę aparatu biurokratycznego, więc Konwencja będzie tak samo nieskuteczna jak ustawa z 2005 roku.
Przychodzi gorzka refleksja, że nie chodzi tu o los kobiet. Gdyby chodziło o nie, znalazły by się środki z budżetu na przykład na to, żeby na jednego pracownika socjalnego nie przypadało bliska 2,5 tys. mieszkańców, a tak jest np. w Sierpcu, o czym dowiadujemy się z raportu NIK.
Ratyfikacja Konwencji była po prostu pretekstem do narzucenia nam kolejnej ideologii, której celem jest, jak powiedziała francuska minister sprawiedliwości Christine Taubira, autorka ustawy o „małżeństwach” jednopłciowych, „dekonstrukcja stereotypów płciowych i wyrwanie dzieci z determinizmu tradycyjnej rodziny”.
Pierwszy krok w realizacji kolejnej utopii został już postawiony. Kiedyś obca ideologia wprowadzana była do Polski na obcych czołgach, teraz wprowadzana jest przez rodzimych polityków. Opracowywane właśnie programy nauczania dla szkół i przedszkoli będą promowały ideę równości, tak, jak promowano miłość do klasy robotniczej. My, Polacy jesteśmy odporni na ideologię i sobie z nią poradzimy, szkoda, że tyle energii będzie trzeba znów na to poświęcać, a nie na autentyczne działania antyprzemocowe.
Not. ed
Alina Petrowa-Wasilewicz - Dziennikarka KAI, autorka kilkunastu książek, wielu artykułów i depesz agencyjnych. Żona, matka trójki dorosłych dzieci. Dewiza życiowa "Jak się ofiarowałam, tak i dojdę" (tak mówiła baba idąc do Częstochowy). Wbrew pewnym ustaleniom - będę gadać, bo kobiety w Kościele nadal milczą, co zubaża nas wszystkich.
13.02.2015, 11:59