Terror autonomii rodziny. Czemu kobieta czy dziecko mają znosić przemoc w imię integralności rodziny?
Ewa Siedlecka
14.12.2013
Wychowanie seksualne dla jednych, przygotowanie do życia w rodzinie dla drugich. Takie rozpaczliwe rozwiązanie proponuje ministerka edukacji Joanna Kluzik-Rostkowska.
Dzięki niemu edukacja seksualna w szkole - a nie wyłącznie w internecie na pornostronach - ma być dostępna przynajmniej dla tych uczniów, których rodzice nie mają nic przeciwko temu, żeby ich dzieci uczyły się o własnej seksualności i jej psychologicznych, zdrowotnych i społecznych konsekwencjach...
Władza rodziców? Jeśli przeszkadza w deprawacji to nie!
Wielbiciele deprawacji dzieci nie udają, że biorą pod uwagę rodziców. Ewa Siedlecka stwierdza, że jeśli rodzice nie chcą posłać dziecka na seks-edukacje, to powinien wkroczyć sąd rodzinny.
Ewa Siedlecka rozprawia się w ten sposób z pomysłem Joanny Kluzi-Rostkowskiej, która postulowała, że rodzice powinni móc wybrać linię edukacyjną dla swojego dziecka, i by mogli wybrać, czy chcą by było ono w szkole deprawowane czy wychowywane do czystości. Na taki wybór nie może być zgody. Zdaniem Siedleckiej oznacza on bowiem „terror autonomii rodziny”.
„Ten pomysł świadczy o kulcie dogmatu, że rodzice mają prawny i moralny monopol na kształtowanie światopoglądu dziecka. Tak nie jest” - oznajmia Siedlecka, która prezentuje już zupełnie wprost bolszewickie przekonanie, że monopol taki ma państwo, a nie rodzice.
Co z takiej opinii wynika? Otóż ni mniej ni więcej, tylko tyle, że państwo może i powinno interweniować, gdy rodzice nie chcą posyłać na lekcje seks-deprawacji swoich dzieci, a one chcą na nie chodzić. Co w takiej sytuacji? „W razie, gdyby rodzice byli innego zdania, niż nastolatek – decyzję powinien podjąć sąd opiekuńczy” - oznajmia w duchu zupełnie bolszewickim publicystka.
To idźmy dalej i niech sąd opiekuńczy płaci także za niechciane ciąże nastolatek, niech sędziowie zajmują się później dziećmi poczętymi w efekcie działania seks-deprawatorów, i niech także utrzymują dzieci, które chcą odbierać rodzicom. Może się do tego dorzucić także Ewa Siedlecka.