"Konwencja o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej" stwierdza, że jej celem jest "stworzenie Europy wolnej od przemocy wobec kobiet i przemocy domowej". Jest to bardzo piękny ideał, ale lektura dokumentu podkopuje we mnie przekonanie o szczerości tej intencji. Artykuł 39 sugeruje dość jednoznacznie, że dokument dopuszcza najbardziej radykalną formę przemocy w rodzinie, tj. aborcję, pod warunkiem, że kobieta nie jest do niej zmuszona.

"Konwencja..." uznaje również "strukturalny charakter przemocy wobec kobiet", to znaczy, że "przemoc wobec kobiet stanowi jeden z podstawowych mechanizmów społecznych". Autorzy "Konwencji..." marzą o "wykorzenieniu uprzedzeń, zwyczajów, tradycji oraz innych praktyk opartych na idei niższości kobiet lub na stereotypowym modelu roli kobiet i mężczyzn". I tutaj, moim skromnym zdaniem, pogrzebany jest przysłowiowy pies, bo znów - w całym dokumencie nie ma ani słowa o najbardziej radykalnych działaniach opartych na idei niższości kobiety, to znaczy o prostytucji i pornografii.

W sensie praktycznym, "Konwencja..." jest dokumentem wykastrowanym, a przez to bezpłodnym. Nie ma żadnej mocy rzeczywistego zmienienia świata na lepsze, ponieważ skrzętnie omija największe problemy, dając wzamian jałową ideologiczną watę. Albo jest więc dziełem osób niekompetentnych, albo ma pomóc zrealizować cele inne, niż deklarowane. I myślę, że właśnie to, co tak starannie przemilcza, jest najbardziej wymowne.

Jeżeli największe źródła przemocy wobec kobiet oraz przemocy w rodzinie są nie do ruszenia, to dzieje się tak z kilku bardzo prostych powodów, które postaram się tutaj podać w formie jak najbardziej bezpośredniej:

- Największa organizacja aborcyjna, Planned Parenthood, przynosi rocznie ponad 160 milonów dolarów przychodu, choć nie działa jeszcze na całym świecie;

- przychód samych klubów ze striptizem, to w skali globu około 75 miliardów dolarów rocznie;

- rynek pornografii, to w samych Stanach Zjednoczonych około 8 milardów dolarów rocznie;

- rynek legalnej prostytucji to m.in. 73 miliardy dolarów rocznie w Chinach, 26,5 milarda w Hiszpanii i 18 miliardów w Niemczech;

- globalna sprzedaż środków antykoncepcyjnych to około 10 milardów dolarów rocznie.

Jeśli na kimś te liczby nie robią wrażenia, to niech go pocieszy fakt, że mogą obe być jeszcze większe. W tym celu niewidzialna ręka rynku musi usunąć parę drobnych przeszkód, których "Konwencja..." dziwnym trafem nie zapomina podać wprost: "kulturę, zwyczaje, religię, tradycję, czy tzw. „honor"". Ostatecznie, to tylko one stoją na przeszkodzie efektywnego wykorzystania rynkowego potencjału kobiet i wzmocnienia ich pozycji.



w: http://insane.salon24.pl/630055,kto-potrzebuje-konwencji-o-zapobieganiu-i-zwalczaniu