Więcej pigułek - więcej zabitych nienarodzonych
Media obiegła ostatnio wiadomość, że Stany Zjednoczone obniżyły próg dostępności tzw. pigułki „po”, którą odtąd bez ograniczeń będą mogły kupować nawet piętnastolatki. To oczywiście w ramach propagandowej walki z „niechcianymi ciążami”. Jaki będzie rezultat? Zerknijmy na Szwecję, stawianą przez lewicowe środowiska za wzór do naśladowania.
W artykule „Abortions more common despite morning-after pill” zamieszczonym 15 marca br. na szwedzkim portalu “The Local” czytamy, że od czasu wprowadzenia tej pigułki liczba przypadków zabijania nienarodzonych dzieci w Szwecji wzrosła.
Antykoncepcja „po stosunku” nie jest w Szwecji czymś nowym. Została wprowadzona na rynek ponad dekadę temu, w 2001 r. i w tym czasie jej sprzedaż sie podwoiła. Wskaźnik tzw. aborcji wzrósł za to z 18,4 na 1 000 kobiet (w 1997 r.) do 20,9 w 2012 r.
Cytowana w tekście Catharina Zätterström, przedstawicielka Szwedzkiego Stowarzyszenia Położnych nie może tego zrozumieć: - Naprawdę mieliśmy nadzieję, że wywrze ona taki wpływ [zmniejszenie statystyk dotyczących tzw. aborcji – red.], ale to nie zadziałało. To bardzo dziwne i smutne. Nie ma nic złego, że sprzedaż [pigułek „po”] wzrosła, ale byłoby lepiej, gdybyśmy mogli znaleźć skuteczną antykoncepcję - narzekała.
Tzw. eksperci oczywiście mają swoje wytłumaczenie omawianego zjawiska. Oczywiście, winią za to po pierwsze użytkowniczki, a nie producentów potencjalnie wadliwego wynalazku. Według Iana Milsoma, profesora ginekologii i położnictwa z Gothenburg University, jest tak, bo ludzie nie zawracają sobie głowy antykoncepcją. Statystyki aborcyjne u nastolatek wyglądają dobrze. Obszarem problemowym jest grupa wiekowa od 20 do 24 lat, gdzie trend wygląda najbardziej przygnębiająco.
Darmowa antykoncepcja nie hamuje „aborcji”
Dlaczego producenci antykoncepcji nie są specjalnie atakowani, łatwo się domyślić: duża grupa ginekologów jest od nich finansowo zależna. Ale nie można jednak całkowicie odrzucić wyjaśnień profesora Milsoma, który nie wspomniał, że nie ma stuprocentowo skutecznych metod zapobiegania poczęciom. Przyczyn zwiększenia liczby „aborcji” w połączeniu z większym dostępem do antykoncepcji jest zapewne kilka.
Profesor miał zapewne na myśli fakt, że kobiety miewają dosyć ubocznych skutków antykoncepcji i robią sobie od niej przerwę. Od czasu do czasu zapominają tabletki połknąć i nic ich do tego nie zmusi. A zresztą, po co codziennie o tym myśleć, skoro aborcja to „mniejsze zawracanie głowy” i finansowo „nic” nie kosztuje? Aborcjoniści powtarzają przecież, że „zabieg” trwa krótko i z niczym negatywnym się nie wiąże. Osoby podejmujące współżycie seksualne pod wpływem alkoholu nie myślą o zakładaniu prezerwatywy. W wielu szwedzkich umysłach seks jest naprawdę wolny od wszelkich konsekwencji, bo tak czy inaczej „sprawę można załatwić”. Trudno powiedzieć, że w Szwecji „aborcja” jest szczególnie piętnowana społecznie, więc dlaczego właściwie kobiety miałyby z niej nie korzystać? Fakt, że u nastolatek tak zwanych zabiegów jest w tym momencie mniej można zapewne wyjaśnić tym, że współżyją jednak rzadziej od 20-24 latek. Ponadto, spadek ten jest statystyczny i dotyczy całego kraju. Nastolatki nadal bardzo często zabijają swoje poczęte dzieci na największej wyspie Gotlandii, w centralnym rejonie Värmland i regionie Sztokholmu (o czym jednak profesor Milsom nie wspomniał).
W zaobserwowanym trendzie nie ma absolutnie nic dziwnego. Prawidłowość tę obserwuje się, opisuje i dokumentuje od dawna i to nie tylko w Szwecji, ale także w Wielkiej Brytanii, Szkocji, Chinach czy w mniejszych studiach w rejonie San Francisco. W Stanach Zjednoczonych mniej więcej połowa klientek klinik aborcyjnych używała jakiejś metody antykoncepcyjnej. Z 23 studiów dokonanych pomiędzy 1998 a 2006 w dziesięciu krajach, żadne nie pokazało spadku aborcji wraz z wprowadzeniem antykoncepcji „po”. Analizy tych badań dokonał James Trussell z Uniwersytetu Princeton.
Wszyscy, którzy chcą się naprawdę dowiedzieć, a nie wierzyć w hipotetyczne założenia promotorów antykoncepcji (często wynajętych przez firmy farmaceutyczne), mają co analizować. Przy okazji warto jednak zaznaczyć, że zauważony wzrost przypadków tzw. aborcji jest i tak niedoszacowany, gdyż nie uwzględnia wczesnoporonnego efektu antykoncepcji postkoitalnej, w ogóle każdej antykoncepcji, ze szczególnym uwzględnieniem stosowania spirali.
Aborcja na żądanie do 18. tygodnia
Niestety, prawda jest taka (i znowu zadziwiająca dla niektórych), że od lat statystyki aborcyjne Szwecji rosną (z małą przerwą). Trudno uwierzyć, aby się to miało szybko zmienić. „Aborcja” jest dozwolona na żądanie do 18. tygodnia, a nawet – z teoretycznymi restrykcjami - do 22. tygodnia! Prawo to wprowadzono w 1975 r., czyli w okresie, kiedy to ruchy kontroli liczby ludności były na świecie szczególnie głośne. Warto również podkreślić, że skandynawski kraj znany jest z tradycji eugenicznej i związanych z nią nadużyć. W 2010 r. zanotowano w Szwecji 37,7 tysięcy "aborcji"! W tym samym roku odnotowano wzrost liczny przypadków tych po 18. tygodniu (410). W Szwecji zdarzają się żywe urodzenia w trakcie tzw. zabiegu. Według szpitalnej procedury, dzieci wyabortowane po 12. tygodniu są umieszczane w malutkich trumnach i wysyłane do krematorium, po czym grzebane w ziemi. Publikacja artykułu Nicolasa Espinozy i Martina Petersona „Time for society to broaden its view on abortion”, w którym autorzy sugerowali, że szwedzkie prawo jest zbyt permisywne, nie znalazł zbyt dużo zrozumienia wśród polityków. Szwecja ma naprawdę bardzo dużo do naprawienia.
Edukacja seksualna - pornografia - gwałty
Seksualizacja młodych trwa tam mniej więcej od wprowadzenia przymusowej edukacji seksualnej (już w 1955 r.) rozpoczynającej się w pierwszej klasie szkoły podstawowej. Znana jest nie tylko z akceptowania nagości w miejscach publicznych, ale również z filmów łamiących wszelkie tabu. Szwedzi już dawno oswoili się z homoseksualizmem, kazirodztwem, pedofilią i pornografią. Szwecja była nawet w tym względzie pionierem. Miała swojego króla pornoimperium, Bertha Miltona seniora już w latach 60. Po jego śmierci interesy przejął jego syn. Stworzyli oni gigantyczny pornobiznes Private Media Group, z czasem nawet wprowadzony na giełdę. Na szczęście jednak, tolerancja dla tego typu filmów nie jest już taka jak kiedyś. Krajowa Organizacja Schronisk dla Kobiet (ROKS) walczy o nagłośnienie związku pomiędzy przemocą w filmach pornograficznych a wzrostem przemocy wobec kobiet. Według raportu Komisji Europejskiej, Szwecja jest w skali kontynentu stolicą gwałtów z wynikiem 46,5 przypadków na 100 tys. ludzi: http://www.thelocal.se/19102/20090427/. Tylko częściowo można to wytłumaczyć szeroką definicją gwałtu w szwedzkim prawie. Eksperci podkreślają, że problem naprawdę istnieje. Według raportów policji z 2010 r., Szwecja była drugim krajem na świecie pod względem zgłaszania gwałtów (63 na 100 tysięcy mieszkańców). Kraje, które przodują w tej strasznej statystyce znane są równocześnie z genderowej inżynierii społecznej. W Szwecji „genderowa równość” wpajana jest nie tylko w szkołach, ale i w reklamach społecznych.
Raj dla niepłodnych?
Informacje o aborcji i antykoncepcji w Szwecji warto zestawić również z inną wiadomością, która ukazała się prawie równocześnie ze wspomnianym tekstem w „The Local”. Jak napisała „Rzeczpospolita”, co szósta para nie może tam mieć potomstwa. Wygląda jednak na to, że in vitro nie wystarcza. Dlatego właśnie Szwecja legalizuje surogatki, aby umożliwić niepłodnym parom posiadanie dzieci. Szwedzi płacą kobietom na Ukrainie i w Indiach, aby urodziły im dziecko. Zapłodnione komórki in vitro będzie tam również można przekazywać obcym osobom. Szwedzki rząd wystąpił również z propozycją zniesienia wymogu sterylizacji w przypadku zmiany płci. Bierze pod uwagę, że kobiety transseksualne będą mogły mieć dziecko. Aby uniknąć niezręczności i zamieszania, chcą zastąpienia określenia „kobieta w ciąży” terminem „osoba w ciąży”. Tak wygląda szwedzki raj i taki sam chcą nam stworzyć w Polsce.
Natalia Dueholm