Biskupi listy piszą nie od dziś. Wczoraj bp Dec napisał do prezydenta Komorowskiego list otwarty, aby odwieść go od podpisania dokumentu Konwencji antyprzemocowej uchwalonej ostatnio przez Sejm.
Swoimi obawami w sprawie konwencji Bronisław Komorowski podzielił się szybko, bo w dzień po tym, jak opowiedziała się po jej stronie izba niższa Parlamentu RP. Nie sposób nie odnieść wrażenia, że to zagranie stanowi element przedwyborczej "gry o tron". Wybory na urząd prezydenta już tuż tuż, a konwencja to mimo wszystko politycznie śliski grunt. Komorowski, jako katolik – co nie umknęło bp Decowi – zna z pewnością biblijny aforyzm: „Bądźcie roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie” (Mt 10,16b) .
List Ignacego Deca uderza w tony bardzo osobiste, a prawdami, którymi biskup się w nim dzieli nie pogardziłby nawet islamski fundamentalista: najpierw jesteś wyznawcą danej religii, a dopiero potem obywatelem danego państwa. Pamiętaj! Trzeba bardziej bowiem słuchać Boga niż ludzi, stwierdza rzymski hierarcha posługując się utylitarystycznie biblijnym cytatem wyciągniętym z kontekstu. Skąd jednak pewność, że to Bóg przemawia przez biskupa, a nie zwyczajna ludzka ułomność? – tego Dec nie tłumaczy. Obawiam się, że mamy tutaj przepis na szarijat po rzymskokatolicku.
Inny argument, którym posługuje się zwierzchnik Diecezji świdnickiej opiera się na węszeniu mistyfikacji i spiskowej teorii dziejów w RP. Zwolennicy konwencji posuwają się, jego zdaniem, do „medialnej mistyfikacji” i kierują „ukrytym dyktatem”, a wśród nich brak ludzi „zdrowo myślących”. Choć na zdrowy rozsądek i przy zastosowaniu hermeneutyki podejrzeń takie stanowisko jawi się jako zbyt stronnicze, a prezentowana wizja świata jako zbyt manichejska, żeby były możliwe. Czy we wszechświecie według biskupa Deca rzeczywiście bój toczą siły dobra z siłami zła tak jakby w teologii od animistycznej wizji świata religii plemiennych nic nie ruszyłoby się o krok?
I wreszcie, najczęściej komentowane zdanie w mediach: „Ratyfikacja tego dokumentu i wprowadzenie jego postanowień w życie rodzinne i społeczne stanowi wielkie zagrożenie dla wartości naturalnych i ogólnoludzkich, przede wszystkim uderza w instytucję małżeństwa i rodziny”. Nie sposób przeczytawszy te słowa nie odnieść wrażenia poznawczego dysonansu. O ile jestem w stanie zrozumieć, że przemoc panoszy się w świecie natury, o tyle nie jestem w stanie uznać jej za wartość, a tym bardziej za "wartość ogólnoludzką"...
Po prostu po raz kolejny biskupi rzymskokatoliccy (list biskup podpisał jako przewodniczący jednej z rad Konferencji Episkopatu Polski) pokazują, że kompletnie stracili kontakt z rzeczywistością i że żyją w mrocznym religijnym matrixie. A przy okazji kompromitują w Polsce chrześcijaństwo.
Tymczasem inny dyskurs chrześcijański jest możliwy, jak niejednokrotnie dały o tym znać chociażby Światowa Wspólnota Kościołów Reformowanych opowiadająca się za kampanią 16 Days of Activism Against Gender Violence czy Światowa Federacja Luterańska z dokumentem Gender Justice Policy, nad którym toczyła się niedawno dyskusja w polskim środowisku ewangelickim.
Kościoły nawiązujące do nurtu protestanckiego jednak w Polsce milczą. Czy to z szacunku dla konstytucyjnego rozdziału Kościoła od państwa czy z obawy przed… No właśnie: czym?