Dwie kobiety wzięły ślub, w Polsce
Marta Konarzewska, Piotr Pacewicz
13.09.2010
- Początkowo chciałam być radykalna i iść w białej sukni. Ale zrobiło mi się żal rodziców. Ubrałam się tak, aby mogli zobaczyć we mnie tego chłopca, którego wychowywali tyle lat - mówi Ania, która poślubiła Gretę
Sobotni ślub w Żelazowej Woli nieopodal dworku Chopina to obyczajowy precedens i pierwsze takie wydarzenie w Polsce. Ania i Greta pozują na parę hetero, ale nią nie są. Wbrew społecznym pozorom to dwie kobiety: Greta, 36 lat - lesbijka, od lat w organizacjach pozarządowych, Ania, 37 - trans, inżynier z dobrą posadą.
Podczas ceremonii obie ubrane tak samo: białe spodnie, białe koszule, fioletowe marynarki, fioletowe identyczne buty, identyczne naszyjniki. Na twarzach obu - makijaż. Ten Ani jest permanentny.
Kiedy urzędnik stanu cywilnego zwraca się do Ani per proszę pana, większość gości uśmiecha się pod nosem. Podobnie gdy Ania składa przysięgę jako przyszły mąż.
Poza rodzinami w odpowiednio eleganckich garniturach i sukniach goście to w większości różnobarwni przedstawiciele środowiska LGBT (lesbijek, gejów, osób bi- i transgenderycznych).
Greta i Ania są aktywistkami ruchu mniejszości seksualnych. Trzy lata temu na spotkaniu Kampanii przeciw Homofobii Greta zobaczyła Anię i się zafascynowała. Potem dotarło do niej, że to biologiczny facet. Co z tego? Zakochała się w kobiecej stronie Ani.
Ania: - Stopniowo poznawałyśmy się i zaczęłam rozumieć, że to jest to.
Ich znajome nie mogą nadziwić się, jaki to ciepły i harmonijny związek. "Są prześliczne w tym swoim zapatrzeniu się w siebie, niezwykle różne. Ania rezolutna, ale trochę skryta, Greta bardziej otwarta - uzupełniają się".
Na ślub zdecydowały się rok temu. Dlaczego?
- Przypieczętowanie miłości, oczywiście tak! Ale kusząca była też chęć zrobienia nietypowego ślubu, pokazania, że jesteśmy inne i nie wstydzimy się tego - mówią. Tradycyjna uroczystość stała się dla nich "wyrażeniem dumy trans". Dumy odmieńców.
- Jestem biologicznym mężczyzną - tłumaczy Ania. - Ale psychicznie identyfikuję się z kobietami. Balansuję między płciami.
Na co dzień Ania zaciera granicę płci, maluje paznokcie, depiluje brwi, nosi kolczyki. Zarost likwiduje laserową depilacją. Od kilku lat po coming oucie (ujawnieniu tożsamości) jako trans. Najpierw w środowisku LGBT, potem wśród "starych znajomych, którzy przyjęli to dobrze", w końcu wobec rodziny.
- Rodzina oswaja się z tym wolno, ale i tak jest lepiej, niż przewidywałam. W pracy o sprawach prywatnych nie rozmawiamy, choć mój niemęski wygląd rodzi podejrzenia. Głównie takie, że jestem gejem.
Ania jest formalnie mężczyzną i nie zamierza tego zmieniać. Nie będzie więc użerania się z systemem prawnym.
Greta jako aktywistka także jest ujawniona. Od lat żyje w lesbijskich związkach. Ostatni trwał dziesięć lat. Ten z Anią jest mniej oczywisty, ale na pewno nie heteroseksualny.
- To ślub transowo-lesbijski - tłumaczy nam Ania. - Miałyśmy różne pomysły na uroczystość. Początkowo chciałam być radykalna i iść w białej sukni. Ale zrobiło mi się żal rodziców, nie chciałam ich pozbawiać radości z tej chwili.
Zdecydowała się na coś uniseksowego, "co pozwoli zobaczyć im tego chłopca, którego wychowywali tyle lat".
Ale planują też tzw. ślub humanistyczny i wtedy Ania założy suknię. Mają nadzieję, że ich gest będzie miał moc oddziaływania. Pragną "zachęcić osoby w podobnej sytuacji do odwagi w wyrażaniu swojego ja". Odwagi cywilnej chcą też nauczyć swoje przyszłe dzieci. "Wychować je w duchu tolerancji i otwartości, po prostu na dobrych ludzi".
Nie ukrywają radości z tego, że udało im się zagrać na nosie polskiej tradycji i prawu, które nie dopuszcza żadnych związków innych niż heteroseksualne.
W krajach Unii Europejskiej Polska obok Włoch i kilku nowych członków UE z Europy Wschodniej jest w mniejszości państw, które nie dają parom innym niż heteroseksualne żadnych możliwości zawarcia formalnego związku. Małżeństwa homoseksualne dopuszczalne są dziś w Holandii, Belgii, Hiszpanii, Norwegii, Szwecji, Portugalii i Islandii. Związki partnerskie - we Francji, w Niemczech, Finlandii, Luksemburgu, Wielkiej Brytanii, Słowenii, Szwajcarii, Austrii, a także w Czechach i na Węgrzech. 1 lipca ustawę o związkach partnerskich przyjął też parlament Irlandii.
"Tworzy się nowa rodzina, jednostka społeczna, która znajduje się pod ochroną. (...) Małżeństwo zostało zawarte zgodnie z prawem". Ta urzędowa formuła zabrzmiała w sobotę szczególnie. Ania Grodzka, szefowa Transfuzji (fundacji reprezentującej środowisko transgenderowe), ma łzy w oczach: - To pierwszy ślub w Polsce, który dwie kobiety biorą legalnie. Ogromna chwila dla ruchu trans.
Po zaślubinach - część artystyczna. Kobieco-transowy koncert na gitarę i flet oraz wierszyk - lesbijska wersja "Lokomotywy" Juliana Tuwima ("Stoi na stacji moja dziewczyna...").
Czy wasz ślub miał być sygnałem, że z polskim prawem coś jest nie tak? - pytamy parę młodą.
- Może? Dla nas to jest po prostu nasz ślub - mówią. f
Marta Konarzewska - w czerwcu "Gazeta" opublikowała jej tekst "Jestem nauczycielką i jestem lesbijką"; jest wicenaczelną "Furii", magazynu lesbijsko-feministycznego. Wkrótce w Wydawnictwie Krytyki Politycznej ukaże się jej książka napisana wspólnie z Piotrem Pacewiczem "Zakazane miłości. O ludziach, którym nie wolno kochać"