.
  Gender, czyli koniec ludzkości
 

 

Gender, czyli koniec ludzkości

 

W walce o legalizację homomałżeństw i adopcję przez nie dzieci nie idzie o wyrównanie szans czy praw. To koń trojański mający na celu destrukcję instytucji małżeństwa i rodziny.

Kiedy papież cytuje kardynałom rabina? Można powiedzieć: zawsze, kiedy mówią jednym głosem w obronie wartości fundamentalnych.


Tak właśnie stało się miesiąc temu, gdy Benedykt XVI w czasie dorocznego spotkania z pracownikami Kurii Rzymskiej przywołał esej naczelnego rabina Francji Gillesa Bernheima „Małżeństwo homoseksualne, homorodzicielstwo i adopcja: o czym często zapominamy powiedzieć”. Bernheim zareagował w ten sposób na rządowy projekt zalegalizowania we Francji małżeństw homoseksualistów i możliwości adoptowania w nich dzieci (więcej w ramce). Ojciec Święty nazywał ten esej „starannie udokumentowanym i głęboko poruszającym traktatem”, w którym Bernheim wykazał, że – cytując papieża – „atak na autentyczną postać rodziny, składającą się z ojca, matki i dziecka, na który jesteśmy dziś narażeni, sięga jeszcze głębszego wymiaru niż kryzys tej rodziny. Stawką tego ataku jest wizja samego istnienia człowieka, tego, co naprawdę znaczy nim być”.

Co się stało, że czołowy reprezentant francuskiego judaizmu, wypowiadający się dotąd bardzo rzadko w kwestiach społecznych, zwłaszcza gdy nie dotyczą bezpośrednio jego religii, swój esej rozprawiający się jednoznacznie z ideą homomałżeństw i homorodzicielstwa wysłał do Prezydenta Republiki Francuskiej?

– Dlaczego – dziwił się centrolewicowy „Le Monde” – tolerancja kogoś, kto w maju 2011 roku podpisał deklarację z Idaho ustanawiającą Światowy Dzień Walki z Homofobią i deklarował, że woli „zobaczyć narodziny świata tolerancji i szacunku dla wszystkich” niż „homofobiczną przemoc”, zatrzymała się przed żądaniami homoseksualistów? Oni wszak – jak pisze „Le Monde” – jedynie „chcą, aby ich miłość małżeńska była społecznie uznana, a ich związki zalegalizowane”. Odpowiedź przynosi sam esej, a jego lektura jest bardzo pouczająca.


O CZYM SIĘ NIE MÓWI?

Bernheim widząc, że wielu Francuzów postrzega żądania środowisk LGBT (Lesbijki-Geje-Biseksualiści-Transseksualiści) jedynie jako kolejny etap ich „demokratycznej walki przeciw niesprawiedliwości i dyskryminacji”, postanowił zrobić rzecz najlepszą z możliwych: poinformować ludzi, o co chodzi. W klarowny sposób dokonał przeglądu i analizy ich argumentów oraz wyjaśnił prawdziwe, a nie domniemane problemy związane z zanegowaniem różnic seksualnych w małżeństwie i rodzinie. Następnie poddał analizie dwie kontrastujące ze sobą wizje świata: wizję chrześcijańską i wizję opartą na ideologii gender.

Homorodzicielstwo nie jest pokrewieństwem, ale fikcją wymyśloną w celu przezwyciężenia niezdolności homoseksualistów do bycia rodzicami


Podejmując najczęściej wnoszone argumenty środowisk homoseksualnych sprzyjające legalizacji homozwiązków, Bernheim oddzielił to, „co słyszymy” ze strony LGBT i co bezrefleksyjnie powielają media, a za nimi zwykli obywatele, od tego, „o czym często zapomina się powiedzieć”. Zapomina się celowo. Rabin zastrzega przy tym, że nie jest to wyraz zaangażowania politycznego, ale solidarności z własną wspólnotą narodową i zawartą w Biblii rabiniczną wizją świata. A według tej wizji, która w judaizmie i chrześcijaństwie nie ma alternatywy, małżeństwo jest nie tylko uznaniem miłości dwóch osób, ale instytucją, która w swojej istocie wyraża „przymierze mężczyzny i kobiety na kolejne pokolenia”.

 

MAŁŻEŃSTWA DLA WSZYSTKICH?

 

– Ludzie kochający się nie zawsze mają prawo do zawarcia małżeństwa, heteroseksualnego czy homoseksualnego. Zawsze tak było, że jedne związki są dopuszczalne, a inne zakazane. Np. mężczyzna nie może poślubić kobiety już żonatej, nie może się żenić, gdy sam jest już żonaty, ojciec nie może poślubić córki itd. Nawet jeśli w grę wchodzi wielka miłość. Nie zmienimy tego w imię równości, tolerancji i walki z dyskryminacją. W tym sensie „małżeństwo dla wszystkich” jest jedynie hasłem propagandowym – rozpoczyna mocnym akcentem Bernheim. Zwraca także uwagę, że u źródła tej nierówności nie stoi czyjeś widzimisię, ale powszechne uznanie, że małżeństwo jest komórką tworzącą relację bezpośredniego pokrewieństwa. Poza wspólnym życiem dwóch osób organizuje życie społeczności złożonej z przodków i potomków, jest więc aktem prawnym i kulturowym. „Małżeństwa dla wszystkich” w rozumieniu „dla gejów i lesbijek” byłyby nie „małżeństwem inaczej realizowanym”, ale bezpłciowym tworem podważającym własny sens.

Podobnie Bernheim rozprawia się z argumentem, że homomałżeństwo rozwiązałoby problem wielkiej niepewności i praw gejów-współmałżonków po śmierci jednego z nich lub separacji. Naczelny rabin Francji przypomina, że są to chwile bólu, cierpienia i niepewności na równi w związkach heteroseksualnych. Tłumaczy także, że w związkach hetero- i homoseksualnych partner jest tak samo zaangażowany w ochronę i zabezpieczenie ekonomiczne oraz prawne współmałżonka/partnera. Tak samo może – wypełniając wymogi formalne – je zapewnić. Świadczy o tym wprowadzony we Francji PACS (patrz: ramka), który małżeństwem nie jest. Stąd ochrona współpartnera nie może wystarczać do podważenia instytucji małżeństwa tudzież legalizacji homomałżeństwa.

 W IMIĘ CZEGO?

– Słyszymy, że najważniejsza jest miłość, której para homoseksualna może dać dziecku wiele, a nawet więcej niż pary heteroseksualne – tłumaczy dalej rabin. I od razu dopowiada: zapomina się jednak powiedzieć, że sama miłość nie wystarcza. – Nie ma wątpliwości, że homoseksualiści mają tę samą, co heteroseksualiści, zdolność do kochania dziecka. Jednak kochać to jedno, a kochać miłością ustrukturyzowaną, wynikającą z pokrewieństwa dającego dziecku poczucie tożsamości to co innego.

Cała miłość świata nie wystarczy do zaspokojenia podstawowej potrzeby dziecka, jaką daje mu wiedza: kim jest, skąd przychodzi, jak sytuuje się w łańcuchu pokoleń. To rodzice przekazują dziecku swój – podwójny, bo od ojca i matki – rodowód – podkreśla rabin. I przestrzega: dziś ryzyko „poplątania” łańcucha pokoleń jest ogromne i nieodwracalne. Jak zniszczenie fundamentu domu powoduje jego zawalenie, tak nie można odstąpić od tego fundamentu społeczeństwa bez narażenia go na ryzyko.

 Jak w tej perspektywie sytuuje się homorodzicielstwo? – Nie jest ono pokrewieństwem, ale fikcją wymyśloną w celu przezwyciężenia niezdolności homoseksualistów do bycia rodzicami. Stąd APLG (L`Association des Parents et futurs parents Gays et Lesbiens – Stowarzyszenie Rodziców i Przyszłych Rodziców Gejów i Lesbijek) we Francji stara się o wprowadzanie do języka trudnych nawet do przetłumaczenia na język polski substytutów słowa „rodzic” odnoszących się nie do ojcostwa czy macierzyństwa, ale ról do wypełnienia: „beau-parent”, „coparent” (współrodzic), „homoparent” (homorodzic), „m?re pour autrui” (matka dla innego), „parent: biologique, légal, social…” (rodzic biologiczny, prawny, społeczny…), „second parent” (drugi rodzic) itp. – Jest mało prawdopodobne, że dziecko w sposób naturalny odnajdzie się w odniesieniu do tych terminów – przestrzega Bernheim i dodaje: to nie orientacja seksualna buduje małżeństwo czy pokrewieństwo, ale w pierwszej kolejności rozróżnienie antropologiczne mężczyzny: męża i ojca oraz kobiety – żony i matki. Stąd „rodzice” nie są płciowo neutralni. Dlatego też adopcja dziecka w małżeństwie heteroseksualnym pozwala na odtworzenie rodzicielstwa i pokrewieństwa, o czym nie może być mowy w przypadku homomałżeństw.

 

Francuska homorewolucja?

Wielka narodowa mobilizacja Francuzów przeciw zawieraniu małżeństw przez pary jednopłciowe i adoptowaniu przez nie dzieci rozpoczęła się, gdy 7 listopada 2012 roku minister sprawiedliwości Christiane Taubira przedstawiła, a gabinet socjalistycznego rządu Jeana-Marca Ayrault`a przyjął projekt zwany „ustawą Taubiry”. Jest to realizacja przedwyborczych obietnic prezydenta François`a Hollande`a .

Zgodnie z tym projektem do kodeksu cywilnego wpisana będzie nowa definicja małżeństwa jako związku „zawieranego przez dwie osoby różnej lub tej samej płci”, co oznacza prawne zrównanie małżeństw hetero- i homoseksualnych, a w konsekwencji możliwość adoptowania dzieci przez pary homoseksualistów. Projekt eliminuje m.in. terminy: „mąż” i „żona”, zastępując je słowem „małżonek”, a terminy „ojciec” i „matka” zamienia na: „rodzic A” i „rodzic B”.

Od listopada 2012 roku w wielu miastach Francji odbyło się kilkanaście liczących nawet do 200 tys. osób demonstracji sprzeciwu wobec ustawy „małżeństwa dla wszystkich”, bo tak Francuzi nazwali projekt. Największa z demonstracji, „Le Manif Pour Tous”, była głosem narodu wobec przewidzianego na 29 stycznia rozpoczęcia prac nad „ustawą Taubiry” w Zgromadzeniu Narodowym. W niedzielę 13 stycznia przez Paryż przeszło w niej ok. 800 tys. osób.


Innym, przywoływanym w eseju Bernheima, rzekomym argumentem na rzecz homomałżeństw jest potrzeba stworzenia ram prawnych dla ochrony setek tysięcy dzieci wychowywanych przez pary homoseksualne. I tu zapomina się mówić, że Prawo Cywilne Francji nakłada na biologicznych rodziców każdego z tych dzieci obowiązek wykonywania władzy rodzicielskiej, której nie mogą scedować na innych dla własnej wygody. Stąd też stosuje się wobec tych dzieci równe, jak wobec wszystkich innych dzieci, prawo do zorganizowania im codziennego funkcjonowania w rodzinie rozbitej, mieszanej czy w homozwiązku. Nie ma więc także w tej kwestii potrzeby zmiany prawa.

 

 DLA DZIECKA CZY „RODZICA”?

Tym, którzy upominają się o prawo homoseksualistów do adopcji dzieci, by nie czuli się dyskryminowani, naczelny rabin Francji tłumaczy: prawo do dziecka, ani dla homoseksualistów, ani heteroseksualistów, nie istnieje. Także te pary, które cierpią z powodu niepłodności, nie mają prawa do dziecka tylko dlatego, że tego pragną. Dziecko nie jest przedmiotem, ale podmiotem prawa. Tymczasem w obecnej debacie nad prawami homoseksualistów dziecko jako osoba jest nieobecne. I ta nieobecność pozwala im unikać zadawania sobie pytania o jego prawa, pytania, czy dziecko nie woli mieć ojca i matkę, a nie rodziców jednopłciowych. Prawa dziecka są czymś radykalnie innym niż prawo do dziecka.

Głośno podnoszona jest teza, że skoro tysiące dzieci czekają na adopcję, to lepiej jest dla nich być zaadoptowanym przez parę homoseksualną niż zostać w sierocińcu. I tu znowu Bernheim przypomina fakt z pozoru oczywisty – adopcja jest po to, by dać dziecku możliwie optymalną dla niego rodzinę. Dziecko porzucone przez rodziców przeżywa ten fakt jako głębokie rozdarcie, stąd bardziej niż inne potrzebuje i szuka „punktów orientacyjnych”: ojca i matki. Adoptowane musi przyjąć na siebie traumę podwójnej identyfikacji rodzinnej i dostosować się do emocjonalnych wyborów życia swoich rodziców. Dlatego to dziecku trzeba pomóc i czuwać, by to jego interes był priorytetem, a nie zastępować rodziny, nawet zastępczej, jej imitacją.


NIEWYGODNE STATYSTYKI

Środowiska LGBT namiętnie przekonują Francuzów, że setki tysięcy spośród nich – dorosłych i dzieci – zainteresowane są legalizacją homomałżeństw. Ale widać, że środowiska LGBT niechętnie zaglądają do statystyk, a te jednoznacznie wskazują, że o ile samo poparcie dla legalizacji homomałżeństw we Francji jest dość wysokie (65 proc.), to nad Sekwaną nie budzi dużego zainteresowania. A już szczególnie dążenia LGBT nie są reprezentatywne dla… francuskich homoseksualistów. Ci bowiem w zdecydowanej większości są przeciwni jakimkolwiek trwałym związkom.

Adopcja dziecka w małżeństwie heteroseksualnym pozwala na odtworzenie rodzicielstwa i pokrewieństwa, o czym nie może być mowy w przypadku homomałżeństw


Dane INED (Institut National Etudes Démographiques) oraz INSEE (Institut National de la Statistique et des Études Économiques), francuskich odpowiedników polskiego GUS, pokazują, że związki jednopłciowe w latach 2000-2010 stanowiły we Francji mniej niż 1 proc. wszystkich związków, z czego 7 proc. PACS, a w samym 2010 roku już tylko 4,5 proc. PACS. O ile wspomniane już Stowarzyszenie Rodziców i Przyszłych Rodziców Gejów i Lesbijek twierdzi, że 300 tys. francuskich dzieci wychowywanych jest przez osoby tej samej płci, statystyki INED dowodzą, że jest ich między 24 a 40 tys. Sondaże pokazują również, że o ile 53 proc. Francuzów dopuszcza adopcję przez pary tej samej płci, to już pytani o praktyczne konsekwencje takich adopcji pod kątem dobra dziecka są im w 63 proc. odpowiedzi przeciwni.

 

 NOWY PORZĄDEK RZECZY

 

Czy skoro rodzicielstwo – pyta rabin – dzięki prokreacji medycznie wspomaganej ewoluuje, to trzeba to uwzględniać w prawodawstwie? I przedstawia charakterystyczną dla środowisk LGBT propozycję stowarzyszenia lesbijek i feministek „Les Biens Nées” (Dobrze urodzeni) podziału homorodzicielstwa na kategorie ze względu na jego genezę:

• wychowywanie wspólne z partnerem tej samej płci dziecka z heteroseksualnego związku, który się rozpadł;

• rezultat [prokreacyjnej] współpracy gejów i lesbijek, którzy zgadzają się na posiadanie i wychowywanie nie wspólne, ale każdy po części u siebie, dzieci;

• rezultat adopcji;

• rezultat jednostkowej inseminacji z pomocą medycznie wspomaganej prokreacji.


Według Bernheima są to już nie koncepcje, ale platforma rzeczywistych żądań politycznych. Tworzą one sposobność do szaleńczych kombinacji, jak choćby wspomniane „współrodzicielstwo” par gejów i lesbijek, skutkujące tym, że dziecko de facto będzie wychowywać czworo „rodziców”. Przykłady te – jak zauważa Bernheim, a potwierdza na swojej stronie internetowej „Les Biens Nées” – pokazują, że legalizacja „małżeństw” homoseksualnych nie jest dla środowisk LGBT celem ostatecznym, ale koniem trojańskim. Ich projekt jest ambitniejszy: zaprzeczenie różnicy płci i zniszczenie – a nie „otworzenie” – instytucji małżeństwa i rodziny!

To zaprzeczenie opiera się na odmiennych wizjach świata i człowieka: z jednej strony biblijnej, z drugiej „genderowej” wspartej słowem „queer” (dziwny, obcy). Jeśli Biblia mówi o komplementarności w odmienności kobiety i mężczyzny, to gender i queer kwestionują rację bytu takiej odmienności.

Rabin przypomina, że „Bóg stworzył człowieka na swój obraz, stworzył mężczyznę i niewiastę” (Rdz 1,27). Opis biblijny pokazuje odmienność seksualną już w akcie stwórczym. Ta polaryzacja orientuje powołanie – odnośnie do bycia i działania – mężczyzny i kobiety. Dwoistość płci należy więc do antropologicznej konstytucji ludzkości – podkreśla Bernheim. Różnica mężczyzna-kobieta jest nie do zredukowania podobnie jak różnica Bóg-człowiek. Jednocześnie jest to inność – jak zauważa Bernheim – w najściślejszym, nierozerwalnym związku.

Na przeciwnym biegunie sytuuje się teoria „gender” ze swoją zaczerpniętą od pisarki Simone de Beauvoir tezą, że „nikt nie rodzi się kobietą, ale staje się nią” na skutek narzucanych ról społecznych. Pojęcie płci zastąpiono orientacją seksualną lub „rodzajem” zdefiniowanym właśnie jako rola społeczna przypisana każdej z płci. Płciowość jest według tej ideologii sztuczną konstrukcją społeczną i kulturową. A że dla ideologów „gender” odmienność i równość nie dają się pogodzić, konieczne jest usunięcie różnic płciowych między mężczyznami i kobietami. – Trzeba więc według wyznawców „queer” wyzwolić jednostkę z gorsetu „mężczyzny” lub „kobiety”, którego nie wybrała, i wyrażać się o jednostce tak, jak sama siebie postrzega. Kobiece lub męskie są tylko proste role, które możemy wybierać lub odrzucać, parodiować czy wymieniać dla rozrywki. Kobiety, mężczyźni, hetero-, bi- i transseksualiści… W tej farandoli płci i tożsamości seksualnych jednostki nie przestają się wymyślać i wciąż wymyślać na nowo. I żądają wobec tego tolerancji. Jednak tolerancja nie odgrywa tutaj roli innej niż tolerancja dla konia trojańskiego – tłumaczy Bernheim.

Jeżeli zaś – co uwypuklił w swoim przemówieniu Benedykt XVI – nie istnieje dwoistość mężczyzny i kobiety jako stała wynikająca ze stworzenia, to nie ma już także rodziny jako czegoś określonego na początku przez stworzenie. Ale w takim przypadku również potomstwo utraciło miejsce, jakie do tej pory jemu się należało i utraciło szczególną, właściwą sobie godność.

 

PACS

„Ustawa Taubiry” jest próbą środowisk LGBT przekroczenia Rubikonu w odniesieniu do małżeństwa i rodziny. We Francji bowiem od 1999 roku obowiązuje ustawa PACS (Pacte civil de solidarité – Obywatelska Umowa Solidarności), zgodnie z którą dwoje ludzi bez względu na płeć może zawrzeć przed sądem umowę cywilną dającą im wiele przywilejów prawno-skarbowych właściwych małżeństwu. Prawo francuskie nie podnosi jednak PACS do rangi małżeństwa i nie daje mu prawa do adopcji dzieci.

 

SLOGANY CZY ARGUMENTY

Rabin Bernheim martwi się, że przestaje się, w imię źle pojętej tolerancji i równości, zadawać pytania i kwestionować prawdy pozorne. Najbardziej jednak martwi go odmowa wychodzenia obrońców chrześcijańskiej wizji małżeństwa i rodziny ze swoją pewnością. Stąd na koniec eseju apeluje do tych, którzy 29 stycznia będą nad Ustawą Taubiry debatować: „Nie będzie ani odwagą, ani chwałą zagłosowanie za prawem używającym więcej sloganów niż argumentów, i dostosować się do dominującej obłudy oraz strachu przekleństw”. Czy te słowa trafią do Francuzów? Czy trafią do nas, wciąż z byle powodu oskarżanych o homofobię?

Jeżeli nie istnieje dwoistość mężczyzny i kobiety jako stała wynikająca ze stworzenia, to nie ma już także rodziny


Media milczą, czy rabin Gilles Bernheim doczekał się z Pałacu Elizejskiego jakiejkolwiek reakcji na przesłany prezydentowi Hollande`owi esej. Jego głos jednak został na świecie odnotowany i okazał się bardzo ważny w dyskusji o małżeństwach i adopcji „dla wszystkich”. Forsująca taki projekt tzw. Ustawa Taubiry otrzeźwiła i złączyła wielu Francuzów we wspólnym, solidarnym proteście. I to niezależnie od ich proweniencji: zwykłych obywateli, ponad 40 organizacji i ruchów łącznie z gejowskimi („Plus Gay sans mariage”), przywódców Kościołów chrześcijańskich i przedstawicieli innych religii.

Czy pierwsze czytanie w polskim Sejmie 23 stycznia poselskiego projektu ustawy o związkach partnerskich otrzeźwi także polskie społeczeństwo? Homokoń trojański jeszcze stoi przed naszą bramą.

Esej w języku francuskim do odnalezienia na stronie:

www.grandrabbindefrance.com

27 stycznia 2013


 

Radek Molenda
fot. Tadeusz Różycki

Idziemy nr 4 (385), 27 stycznia 2013 r.

 

 



w:
http://www.idziemy.com.pl/spoleczenstwo/gender-czyli-koniec-ludzkosci/
 
 
  Wszedłeś do e-Instytutu jako 511231 odwiedzający. Witaj. copyright by irs  
 
Ta strona internetowa została utworzona bezpłatnie pod adresem Stronygratis.pl. Czy chcesz też mieć własną stronę internetową?
Darmowa rejestracja