"Jestem biseksualna i możecie o tym napisać" - ogłosiła w liście do pisma "Replika" kandydatka Zielonych na prezydenta Warszawy Joanna Erbel. Informacja ta od razu wywołała ożywione dyskusje internautów.
Erbel podkreśla przy tym, że mówienie o orientacji "nigdy nie było dla niej problemem". - Żyjąc w Warszawie znam wiele osób, które nie są hetero. Dla mnie taka różnorodność jest czymś całkowicie normalnym - wyjaśnia kandydatka. I zaznacza, że "jako polityczka nie chce udawać, że jest kimś innym, bo to oszukiwanie wyborców".
Choć sama Joanna Erbel specjalnie nie pochwaliła się tym wyznaniem - nie umieściła go ani na swoim fanpejdżu, ani na Twitterze - to spadły na nią liczne gromy. Internauci, w tym wielu polityków, kpiło z takiego "chwytu" tuż przed wyborami, które odbędą się w najbliższą niedzielę 16 listopada. Spora część komentujących nie wątpi, że ogłoszenie światu swojej orientacji miało po prostu na Joannę Erbel zwrócić uwagę wyborców. Przypomnijmy bowiem, że kandydatkę Zielonych popiera w sondażach raptem 0,4 proc. warszawiaków.
Co ciekawe, gdy dziennikarka "Gazety Wyborczej" pytała niedawno Erbel o poliamorię, jej obrońcy argumentowali, że jest to kwestia prywatna i nie ma nic wspólnego z zarządzaniem miastem. Teraz – biorąc pod uwagę datę tuż przed wyborami – Joanna Erbel wychodzi ze swoją seksualnością jako elementem kampanii.
Źródło: Dwumiesięcznik Replika